ON i ja..., moje wędrowanie...

Boża TĘCZA...

dodane 12:13

W drodze do Rodziców dość często zachwycam się, na pewnym odcinku drogi, pięknem stworzenia. Zimą podziwiam szadź na przydrożnych krzewach, wiosną świeżą zieleń i kwitnące kwiaty, jesienią zaś wielobarwne liście. To miejsce, w którym szczególnie czuję Bożą obecność w tym, co ON sam stworzył. Wczoraj zaś…

Wracałam od nich oświetlana od tyłu promieniami zachodzącego słońca. Z przodu piętrzyły się czarne, przerażajace burzowe chmury. Pomyślałam, że powinnam w tych warunkach zobaczyć tęczę i nie pomyliłam się. Zobaczyłam zjawisko, którego chyba wcześniej nie widziałam. Na tle błyskawic i ulewy (wycieraczki nie nadążały) ona zabłysła pełnią barw. Pośród pól zobaczyłam cały jej łuk. Szeroki, sięgał drogi, po której jechałam. Niestety, niemożliwym było zatrzymanie się, by uwiecznić to zjawisko na fotografii. Gdzieś pomiędzy budynkami udało mi się na dość słabym zdjęciu uchwycić namiastkę tego, co naprawdę widziałam.

Zawsze, gdy słońce jest nisko i zaczyna padać, szukam jej na niebie. W domu wychylam się przez okno, by ją dostrzec, rzadko kiedy się zawodzę. I nie wiedzieć czemu, gdy ją ujrzę pojawia się poczucie szczęścia i radości.

Czy to przypadek, że mówi się, iż tęcza ma 7 barw? W Biblii jest symbolem Przymierza Boga z ludźmi, a liczba 7 wyraża doskonałość. Zrodziła się we mnie myśl o JEGO obecności pośród burz i nawałnic, jakie zdarzają się czasem w moim życiu. Wczoraj nie czułam strachu, mimo iż jechałam wprost na błyskające się niebo. Czułam się niesamowicie, zwolniłam, by nasycać swe oczy pięknem tej chwili i poczuciem JEGO obecności. W głośnikach brzmiał Akatyst, co dodatkowo nadawało wzniosłość. Towarzyszyła mi przez połowę drogi. Tuż przed wjazdem do miasta zniknęła. Tzn. ja z tego miejsca już jej nie widziałam, ale atmosfera we mnie pozostała do końca podróży.

Pomyślałam, że powinnam z wczorajszej lekcji wyciągnąć naukę dla siebie. ON jest zawsze przy mnie. Nawet, gdy jest mi smutno, cierpię, jestem niesłusznie posądzona, czuję się zraniona, opuszczona, nierozumiana i bezradna - ON jest! I tak, jak wczoraj wpatrywałam się w tęczę i ona, mimo niesprzyjającej aury wokół, wlewała we mnie radość, tak powinnam postępować w chwilach trudnych i ciężkich. Zamiast wpatrywać się w błyskawice, groźne chmurzyska i użalać się nad swoją dolą, wysilić się i chcieć ujrzeć JEGO obecność. Skupić się na niej, wtedy niegroźne okażą się nawałnice, burze, smutki, bóle i rozczarowania...

I chociaż ostani czas to raczej czas spokojny i radosny, muszę to doświadczenie w sobie zostawić, by wtedy, gdy zawieje, zagrzmi i zabłyska powrócić do niego. I wpatrywać się w Jego niewysłowiony majestat i piękno, by uwierzyć, że z NIM wszystko mam sens, że z NIM dam radę, że wpatrzona w NIEGO będę miała siłę podołać przeciwnościom i w troskom...

 

a to zdjęcie, o którym wspominałam:

 

 

i coś, co ostatnio mnie bardzo poruszyło, jedna z piękniejszych pieśni
i niesamowicie trafna animacja, tak troszkę nawiązująca do wpisu:

 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane