moje wędrowanie...
taka tam luźna optymistyczna notka
dodane 2013-04-05 13:44
Jakoś ostatnio trudno mi wykrzesać z siebie słowa, by się nimi tu podzielić. Rozpoczęte cykle z wyjazdu do Turcji i Kroniki Rodzinnej, czekają na zakończenie. Może w przyszłym tygodniu spróbuje je sfinalizować – to dość czasochłonne. Ostatnio odkryłam, że zwyczajne czynności, do których po latach powróciłam, sprawiają mi więcej przyjemności. Nawet gdzieś tam po głowie plączą się myśli, by się z blogiem pożegnać. Ale nie chcę podjąć tej decyzji zbyt pochopnie, jak uczyniłam to wcześniej dwa razy.
Sporo ostatniego czasu spędziłam z rodzicami. To był baaardzo pracowity, ale zarazem piękny czas. Tak intensywnego bycia razem, że nie było chwili na TV, ani na komputer, (z małymi wyjątkami). Wiele rozmów, dyskusji o modlitwie, Bogu, że aż serce się radowało. Chłonęłam każdą minutę. Myślę, że cenniejsze jest to, co pozostaje w sercu, niż skupianie się na tym, jak to tu opisać. Kiedyś odżyje i może uwiecznię na blogu jako ciepłe wspomnienie.
Poproszono mnie, bym dziś poprowadziła śpiewy na Mszy szkolnej w mojej parafii, bo okazało się, że wszyscy, którzy się tym zajmują obecnie (grupa ewangelizacyjna) są w tym przeszkodzeni. No cóż, zgodziłam się. Odczuwam niemałą tremę. Zawsze ją mam, za każdym razem, gdy wchodzę z gitarą do kościoła, nawet w parafii, w której śpiewam ze scholą dwa razy w tygodniu.
Ta niepewność pomaga uświadamiać sobie, że to bardziej Jego, niż moje, dzieło. Nawet wtedy, gdy lekko fałszujemy ;) Nie będę dziś miała dzieciaków do pomocy, to mnie trochę paraliżuje.
Wszystko na chwałę Boga czyńcie – wtedy będzie OK, nawet jeśli po ludzku nie będzie pięknie. Z drugiej strony cieszę się, że sobie o mnie w mojej parafii przypomniano…
Życie jest piękne, naprawdę... nawet, gdy nie toczy się pomyślnie (czyli po mojej myśli)...