ON i ja..., moje wędrowanie...
szybkie decyzje...
dodane 2013-02-09 22:59
W tym tygodniu wychodząc z apteki, jak nigdy, tuż za drzwiami spojrzałam na paragon. Nie było na nim leku za prawie 30 zł. Wróciłam, by za niego zapłacić.
Dziś w piekarni płaciłam za chleb 4,40zł, dałam 5 zł. Dopiero, gdy wrzucałam drobne do portmonetki, zauważyłam w nich 2 zł. Nie wiedziałam, ile już wpadło do środka. Przecież mogłam w ogóle nie spojrzeć, wiedząc, że mam otrzymać kilkadziesiąt groszy. Oddałam zatem te 2 zł, które zauważyłam. To dziwne, że w tym tygodniu to druga podobna sytuacja. Nie wiem, czy Pan Bóg wystawia mnie na próbę. Ale ON nie dopuszcza pokusy, której nie można byłoby pokonać. W tym przypadku decyzja przyszła natychmiast, nie było czasu na zastanawianie, gdybym zaczęła myśleć, pewno żałowałabym ;o).
Gdy wyszłam z piekarni, podszedł do mnie starszy pan prosząc, bym podwiozła go do dworca. A ponieważ jechałam na pogrzeb, nie do domu, tak się złożyło, że jechałam w tamtą stronę. Znów nie było czasu na rozważenie decyzji – „proszę wsiadać” – odrzekłam dość niechętnie, wiedząc, że czas mnie goni i mogę się spóźnić. No cóż, nieznany starszy pan u boku w samochodzie – przecież mogło być różnie.
Czułam jakieś działanie z zewnątrz, ktoś pomagał w tych wszystkich sytuacjach podjąć szybkie decyzje. Znam siebie, myślę wolno, zwłaszcza, gdy trzeba podjąć decyzję…
Na szczęście wieczór miałam już dawno zaplanowany i nie trzeba było ekspresowych decyzji. Wybrałam się na kolejny koncert naszej filharmonii. Tym razem "Raz, dwa, trzy" symfonicznie. Byłam pod wrażeniem. To nie pierwszy koncert tego zespołu, w którym uczestniczyłam, ale z orkiestrą – odbiór był zupełnie inny.
"Raz, dwa, trzy" niesymfonicznie ;o))