ON i ja...
nieudolne narzędzie w rękach Boga...
dodane 2012-12-17 10:57
Kiedy czytam, bądź słucham rodowodu Jezusa, mam przed oczyma uśmiechające się dzieciaki, które ze zdziwieniem przysłuchują się wypowiadanym kolejno imionom. Zresztą, ja mam podobnie, choć już nie ma we mnie zaskoczenia, pozostaje jednak niezrozumienie...
Chcąc przemedytować tę dzisiejszą Ewangelię, pojawiła się we pokusa, by nie czytać jej, bo i tak nic nie zrozumiem z tych imion. A jednak przełamując swoją niechęć zrodziła się we mnie myśl o tych, którzy wskazywali mi drogę do Boga. O tych, którym zawdzięczam, że w moim życiu jest miejsce dla Boga (choć jeszcze nie pierwsze, niestety).
I co odkryłam? Że to nie byli ludzie święci… czasem nawet byłam z niektórymi skonfliktowana, czy też nie jawili się w moich oczach jako ideały. Bóg wykorzystuje to co głupie i słabe, by ukierunkować na siebie, by przyprowadzić do siebie. Czyż nie podobnie jest z tymi, których imiona zapisane są w Rodowodzie Jezusa? Jasne, nie z wszystkimi…
Ta myśl jest także budująca dla mnie. Bo przecież daleko mi do świętości. Często kierowana słabością, własną korzyścią, chęcią zaistnienia, potwierdzaniem swojej wartości, robię różne rzeczy w moim Kościele. Nie zawsze w pełni przygotowana do lekcji, głoszę Jezusa. Popełniając błędy w relacjach z ludźmi, niewłaściwie oceniając ich, czy sytuacje, współpracuję z nimi. Oczywiście, to nie jest godne pochwały, ale nie przeskoczę sama siebie, swoich słabości i braku umiejętności (nie znaczy to, że nie mam z nimi walczyć, czy też nadal uczyć się i kształtować siebie).
Ufam jednak, iż mimo moich grzechów, Bóg przeze mnie oddziaływuje na innych. Nie mogę rezygnować, gdy moje wysiłki są dalekie od ideału i to nie tylko z powodu grzeszności, ale także pewnej ograniczoności. Bóg robi swoje, ja tylko jestem w Jego rękach nieudolnym narzędziem, ale bardzo MU potrzebnym...