moje wędrowanie..., ON i ja...
zaczynamy...
dodane 2012-12-01 18:29
Jak co roku, tak i w tym, u progu Adwentu towarzyszy mi taka trudna do określenia, ale niezwykła atmosfera...
Czuję radość i ciepło, spokój i nadzieję. Nadzieję, że uda mi się pokonać niektóre słabości, radość na myśl o Roratach (choć te w tym roku są pod wielkim znakiem zapytania), o porządkach, które w tym okresie jakoś nie sprawiają mi trudności, no i o pieczeniu smakołyków. Oczekiwanie na wieczory adwentowe z grzanym winem, bakaliami, korzennymi ciasteczkami i pierniczkami, ale też z zaplanowaną lekturą... Dlatego też nie mogło zabraknąć wieńca adwentowego, który dodaje tym wieczorom blasku (narastającego w miarę zbliżania się do świąt)...
Tak, owszem... to tylko zewnętrzne sprawy, ale one pomagają mi zatęsknić za niebem, za Bogiem, nie tylko za świąteczną atmosferą, także zapragnąć Jego bliskości. A te wszystkie przygotowania i zabiegi prowadzą mnie ku temu, wprowadzając w radosny nastrój, który z kolei udziela się wielu podejmowanym przeze mnie sprawom... Ufam, że także pomoże mi, by nie narzekać.
to mój tegoroczny wieniec ;)
kalendarz adwentowy, który przygotowałam moim "Wcześniakom",
sama sobie też taki zostawiłam, za udane postanowienie należy dorysować uśmiechniętą buźkę,
a za nieudane smutną,
chmurki to niedziele - one są już uśmiechnięte ;)
A na wprowadzenie w klimat adwentowego czuwania przepiękna pieśń...