ON i ja..., Turcja
ON był cały czas z nami i nawet tego nie krył...
dodane 2012-10-16 16:21
Wyjeżdżaliśmy wczesnym rankiem. Znałam księdza, który był sprawcą całego zamieszania, co pielgrzymowaniem szlakami Maryi i Apostołów się zwało, a dokładnie „Maryjną szkołą ufności”. Pielgrzymowaliśmy do domku Matki Bożej oraz śladami Apostołów: Jana, Pawła i Filipa, i świętych pierwszych wieków chrześcijaństwa.
Oprócz księdza znałam kilka osób, ale niezbyt blisko. Miałam postanowienie, by na tym pielgrzymim szlaku nie narzekać i nie krytykować, a przyjmować wszystko jako dar i w taki sposób, jaki ON zechce mi go dać. Po czasie mogę powiedzieć, że nie było to trudne, bo Pan Bóg usuwał wszelkie powody do narzekania – zwyczajnie mówiąc – po prostu ich nie było. A jeśli były to na tyle drobne, że nie stanowiło problemu, by bez komentarza je przyjąć. No, może malutkie niezadowolenie we mnie pojawiło się w Kapadocji, ale i z tym Pan Bóg pomógł się uporać dość szybko.
Dostałam super miejsce w autokarze, z przodu, sama na dwóch siedzeniach i za mną była jedna osoba, tak, że miałam wielką swobodę. Zawdzięczałam to mojej gitarze, na której przyszło mi czasem grać, a z tego miejsca to było najwygodniejsze.
Ksiądz i pilotka na okrągło rozbawiali swoimi komentarzami wprowadzając atmosferę życzliwości i radości. Dawno tyle się nie śmiałam. Każde napięcie było rozładowywane humorem, dlatego przez dwa tygodnie nie było konfliktów zarówno między uczestnikami, jak i pilotem, czy kierowcami (jeden nawet czasem służył jako ministrant i kantor na Mszy). Przez cały czas dość wyraźnie czułam, że Ktoś się nami opiekował – mimo, że nie zawsze nadążaliśmy z czasem, w końcu układało się tak, jakby nasze spóźnienie było z góry zaplanowane.
Np. w ciągu całego wojażowania mijaliśmy się z grupą z innego rejonu Polski. W ostatni dzień wyjechali do kraju 2 godziny wcześniej niż my. W Słowacji na postoju spotkaliśmy się z nimi. Okazało się, że stali na granicy 2 godziny. My zaś przejechaliśmy bez jakichkolwiek postojów. I tak było ciągle.
I znów najbardziej zachwycałam się obecnością Boga i tego, jak zaufanie i pozwolenie Jemu się prowadzić, daje rozwiązania, jakich ja sama bym nie wymyśliła. Pozwolić Jemu działać – On jest najlepszym scenarzystą. Tam to nie było trudne, chciałabym umieć tak postępować na co dzień.
Mszę na rozpoczęcie mieliśmy w parafii, skąd wyjeżdżała pielgrzymka
po całym dniu jazdy przez Czechy, Słowację, Węgry i Serbię, zatrzymaliśmy się w hotelu niedaleko Belgradu, gdzie akurat odywało się wesele i zostaliśmy poczęstowani na przywitanie pączkami, a do kolacji winem
(to jest widok z okna hotelu, wczesnym rankiem następnego dnia)
a to nasz hotel w Serbii i kawałek autokaru, wyjazd w stronę Turcji