ON i ja...
(nie)szczerość...
dodane 2012-09-01 11:14
Niejednokrotnie już pisałam, że lubię czytać teksty M. Jakimowicza. Usiadłam przed chwilą na moment przed komputerem, by sprawdzić pocztę i zaglądnąć tu i ówdzie. Tym sposobem natknęłam się na tekst tego autora. Spodobała mi się zawarta w nim anegdota. Oddaje także moje patrzenie na sprawę pokory...
"Pewien pastor modlił się półgłosem: „Panie, wysłuchaj mnie, bo jestem wielką świnią”. Nagle podszedł do niego jakiś facet, położył swe ogromne łapy na głowie duchownego i szepnął: „Tak, Panie, wysłuchaj go, bo jest wielką świnią”. – Kto???? Ja???? – ryknął oburzony pastor – A kim pan jest by ubliżać mi w ten sposób?" -> TUTAJ można przeczytać cały tekst
Nieraz podawałam dzieciakom taki przykład, by wykazać próżność i nieszczerość człowieka: Ktoś mówi o sobie - "ale jestem głupi", albo "ale jestem gruba". Prosiłam, by wyobrazili sobie, że ktoś, komu to mówimy potwierdza nasze słowa i mówi całkiem serio: "rzeczywiście, jesteś głupi", "faktycznie, jesteś gruba". Jak na to zareagujemy? No właśnie, pojawi się oburzenie. Bo mówiąc innym o sobie głupi, gruba, szukamy raczej negacji tego stwierdzenia. Nie jest to oskarżenie siebie, a szukanie potwierdzenia, że tak nie jest. Anegdota z patorem jeszcze dobitniej to wyraża.
Oskarżam siebie o coś, nawet wypowiadam to w spowiedzi. Czy jednak naprawdę tak o sobie myślę? Czy utożsamiam się prawdziwie z wyznawanymi grzechami? Czy oskarżam się szczerze? A może chcę dobrze wypaść przed spowiednikiem, by zobaczył, na jaką "szczerość" mnie stać? By jemu pokazać, że pracuję nad sobą? Czy wypowiadam swoje grzechy, oskarżam się w świadomości zranienia nimi Boga?
Stały spowiednik, czy kierownik duchowy jest wielkim dobrodziejstwem. Jednak im bardziej człowiek zaczyna się do niego zbliżać, im bliższe zaczyna mieć relacje, tym większe stanowi to niebezpieczeństwo dla szczerości naszych zachowań, słów, spowiedzi.
Nie tak dawno miałam okazję się o tym poniekąd przekonać. Zobaczyłam osobę, którą do tej pory znałam jako tę, która w grupie grała pierwsze skrzypce, na sobie skupiała uwagę wszystkich, zwłaszcza kapłana. Jednak w obecności swojego spowiednika była niewidoczną szarą myszką. Choć zawsze może być drugi aspekt, który dopuszczam, że po prostu zmieniła się na lepsze... I niech tak zostanie...
I na zakończenie jeszcze jeden fragment cytowanego wcześniej tekstu:
Poznałem osobę, która w czasie modlitwy głośno prosiła o łaskę pokory. Po pół roku, gdy rozsypało się jej małżeństwo, poczuła się zdradzona, opuszczona i nieprawdopodobnie samotna pomyślała, że była to jednak trochę samobójcza modlitwa. Spokorniała.