ON i ja...
Panis Angelicus...
dodane 2012-06-10 22:25
Wczoraj to Pan Bóg zadbał o to, bym była na Mszy. Rano w pełnej świadomości (chciałam jeszcze poleniuchować) nie wstałam wcześniej, by na nią zdążyć. Potem plan dnia tak się potoczył, że wylądowałam na Mszy ślubnej. Zazwyczaj unikam takich Mszy, ale patrząc na radość młodej pary, zwłaszcza dziewczyny i mnie się ona udzieliła. Na domiar podczas Komunii utwór Panis Angelicus sprawił, że poczułam się, jak w niebie. Zwłaszcza w momencie włączenia się chóru w śpiew solisty, ten fragment mnie zauroczył.
Dziś wybrałam się na Mszę do zaprzyjaźnionej parafii. Wszyscy księża wybyli, jeden z młodzieżą do Włoch, drugi na pieszą pielgrzymkę, a proboszcz na pogrzeb do Niemiec. Potrzeba było, by ktoś ich zastąpił. Mszę odprawiał i kazanie głosił jeden z byłych wikarych, obecny sekretarz biskupa. Troszkę jakby schudł i chyba pojawiła się pierwsza siwizna, ale pozostał sobą. Nie nosił wysoko podniesionego czoła i z uśmiechem i serdecznością zwracał się do wiernych. Nie uderzyła mu ta nobilitacja. Nie ukrywam, że bardzo mnie zbudował, zwłaszcza, gdy po Mszy wyszedł przed kościół, by porozmawiać z ludźmi. No cóż, nie każdego stać na taką postawę, niektórzy nawet nie poznają tych, z którymi wcześniej los ich połączył. To, czy pozostaje się takim samym człowiekiem po „awansie”, czy nie, zależy od pokory lub jej braku.
i podczas dzisiejszej Mszy św., w czasie Komunii towarzyszył nam ten sam utwór, choć w nieco skromniejszym, bo tylko solowym wykonaniu ;o))