szkolne zamyślenia
bezradność?
dodane 2012-06-07 16:07
Pisząc poprzedni wpis, nie miałam zamiaru narzekać, czy pisać o swojej bezradności wobec swoich uczniów. W zbyt wielu sprawach czuję się bezradna, zwłaszcza w relacjach z ludźmi. Ta bezradność nie oznacza, że przestaję mieć pomysły, jak działać, a to, że działam sobą, z całym bagażem swoich zranień, słabości i czasem trudnych doświadczeń. Dlatego zakładam, że popełniam błędy, czasem zawinione, bo np. nie panuję nad złą emocją, czasem zupełnie niezawinione, bo działam tym, co jest we mnie, a na co tak do końca nie miałam wpływu.
Pisząc o tych dzieciakach jednak nie wzięłam pod uwagę tego, co często sobie powtarzam, że te dzieci też są bardzo często poranione, samotne i bezradne, a często po prostu niewychowane, co nie jest ich bezpośrednią winą. Chciałam jedynie przedstawić, jak zmieniły się czasy, jak zmieniają się wartości, kultura, no i rodzina.
Innym pojawiającym się problemem jest sprawa braku wychowania religijnego. Rzadko miewam kłopoty, konflikty z uczniami, o których wiem, że wraz z rodzicami są praktykującymi katolikami i to niekoniecznie w jakiś tam sposób zaangażowany. Zazwyczaj zachowania dzieci są odzwierciedleniem tego, co dzieje się w domu. Oczywiście, jak zawsze, bywają wyjątki zarówno w jedną, jak i w drugą stronę.
Trudnym jest mówienie o Bogu, o wierze w grupie, w której są tak bardzo zróżnicowane postawy religijne, czasem nawet antyreligijne. I bynajmniej nie uważam, że ma na to wpływ katecheza szkolna. No może o tyle, że w salkach tych dzieci z problemami po prostu by nie było. Ale czy o to chodzi?
Może, nawet przy braku zainteresowania, poczucia abstrakcyjności Boga, coś w nich zostanie? Zawsze miałam taką nadzieję. Moja praca to zaledwie przygotowanie gruntu, być może kto inny zasieje, a już na pewno ktoś inny zbierać będzie owoce… Tak to już jest w naszym życiu. Ale i tak o owocach swojej pracy, swojego życia i jego wpływu na losy innych się dowiemy - podczas Sądu Ostatecznego…