ON i ja...
wyrzut sumienia...
dodane 2012-02-05 20:19
Do swojej parafii, jak sama twierdzi, ma blisko. Najpierw idzie 6 km pieszo do drogi, na której wsiada do busika, by przejechać kolejne 9 km i zdążyć na niedzielną Mszę św. na godzinę 8:00 – usłyszałam dziś podczas kazania z ust księdza pracującego w jednej z ukraińskich parafii. Gdy około godziny 7ej otwiera kościół, kobieta już stoi i czeka, by do niego wejść. Przychodzi, mimo podeszłego wieku, w każdą niedzielę. Przychodzi, mimo, iż mróz czasem sięga -36oC.
Inne realia, ktoś powie. Zapewne. Jednak ta historia zaintrygowała mnie dziś. Może raczej dotknęła i zaniepokoiła, gdy zrobiłam sobie rachunek sumienia z mojej ociężałości i lenistwa wobec praktyk religijnych. Czy, gdybym znalazła się w sytuacji tejże kobiety, stać by mnie było na takie poświęcenie i wysiłek? A może dla mnie te przeszkody (mróz, odległość) byłyby wystarczającym powodem, by pozostać w domu?
Oczywiście, nie znam odpowiedzi, bo nie żyję w tamtych warunkach. A jednak, mimo to, poczułam wstyd za każde moje ociąganie się, rezygnację z wysiłku, pójście na łatwiznę, tłumaczenie się, że mam prawo do odpoczynku, że mam prawo, by się wyspać, nic nie robić, etc.