ON i ja...
błogosławiony czas...
dodane 2012-01-23 18:40
Wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu. Wróciłam i jeszcze zdążę się nacieszyć choinką. A Faros nie odstępuje mnie na krok i w każdej możliwej chwili pcha się na kolana. Nie wiedziałam, że zwierzak też tęskni i że aż tak bardzo to okaże. A ja, jak zwykle po dłuższej nieobecności, mam problem, by się zorganizować w domu. Troszkę wydłużyły mi się moje ferie w tym roku. Do szkoły wracam dopiero w połowie lutego, czyli po feriach.
Pisałam wczoraj o tym, że Pan Bóg świetnie sobie poradził z rozkapryszonym Jonaszem. Czasem nie wiedzieć dlaczego spełnia moje kaprysy. Kiedy byłam jeszcze w RRN, tłumaczono mi, że to dlatego, że jestem słaba, bo jakby Pan Bóg mi zesłał trudności, to bym się załamała. I cóż? Jakoś trudno mi w taką interpretację uwierzyć. Nie, żebym się jakoś silna czuła, ale wiele dramatycznych przeżyć w życiu już doświadczyłam, by musieć z powodu moich słabości być rozpieszczaną. Raczej przychodzi mi na myśl inna sprawa, jaką jest zaufanie. Może właśnie ono sprawia, że jeśli nie jest to ze szkodą dla mojej pychy, próżności, egoizmu, czy innych słabości, to Pan Bóg rozpieszcza swoje rozkapryszone dziecko? By pokazać, że warto MU ufać?
To był czas szczególnej łaski, choć nie były to stricte rekolekcje. Co pomyślałam, nawet nie zdążyłam zwerbalizować, a już otrzymywałam. Nie zostaje mi nic innego, jak Bogu za ten błogosławiony czas dziękować… I do tego wszystkiego Jego obecność w Najświętszym Sakramencie pod wspólnym dachem przez 24 godziny na dobę, gdzie w każdej chwili można było do NIEGO pójść i pogadać. No i najważniejsze - wyraźna remisja, oby trwała jak najdłużej ;o))
ale mimo tych łakoci, cieszę się, że już jestem w domu... wiem, że nie zawsze taki czas musi być, czasem Pan Bóg może powiedzieć mi "nie"...
a na dzisiejszy wieczór Nora Jones...