fałszująca lekcja pokory...
dodane 2012-01-02 22:14
Nie spodziewałam się, że dziś w sporej grupie przyjdą na próbę śpiewu. Po cichu liczyłam, że uda mi się wrócić wcześniej do domu. Fajnie, że są, ale scholi na względnym poziomie chyba z nich nie zrobię. Większość dzieciaków śpiewa nieczysto, nie czuje rytmu, niektóre drą się, jakby obdzierano ich ze skóry i zwracanie uwagi jest bezskuteczne.
Czasem próba śpiewu ich nudzi, woleliby powygłupiać się, pośpiewać te piosenki, które już dobrze znają. Bywa, że po próbie wracam załamana. Kilka osób ma zachowania gwiazdorskie. Zresztą niektórzy uważają, że i próby nie są im potrzebne, bo przede wszystkim chodzi o to, by stać na środku kościoła i to najlepiej jak najbliżej mikrofonu.
Dziś wpadłam na pomysł, by solo śpiewali kolędy. Chwyciło. Z radością też opowiadali o swoich prezentach gwiazdkowych. Na próbę trzech piosenek również starczyło czasu. Choć nie mam pewności, jak będą śpiewać w kościele, bo nie wiem, kto z nich tam przyjdzie. To wielka niewiadoma ;o))
Fałszująca schola jest lekcją pokory dla mnie. Chciałam, by była, więc jest. Teraz jednak chciałabym, by ładnie, czysto śpiewała, a tu taki zgrzyt, który często podskokiem do mikrofonu i swoim głosem próbuję zagłuszyć.
Ktoś powie, by zrobić selekcję. Wtedy jednak, wedle mojego uznania, ostałyby się 3-4 osoby… Nigdy tego nie robiłam, bo i sama jestem amatorem śpiewu i to ze średnim słuchem muzycznym.
Więc nie zostaje mi nic innego, jak zgodzić się na to, by prowadzić fałszującą scholę. A może niektóre z tych dzieciaków pozostaną w kościele na dłużej?
ta mała kocia kapela, jakoś skojarzyła mi się z moją scholą, w 17 sekundzie kot jak mój Faros, tylko nie wiedzieć dlaczego, gdy śpiewają te koty, Faros usiłuje wejść do mojego laptopa...