ON i ja...
panta rhei...
dodane 2011-12-30 13:01
Raz w roku całą katechetyczną ekipą jeździliśmy do niej na imieniny. Pracowała jako katechetka, mnie także uczyła, bodajże w piątej klasie. Pamiętam, że pięknie opowiadała historie biblijne. Dwa lata temu nie wiedzieliśmy, że to będą nasze ostatnie odwiedziny w jej domu. Dziś jest pod opieką sióstr w prowadzonym przez nie Domu Pomocy Społecznej. Sama nigdy nie miałam odwagi do niej pójść. Dziś wybrałam się tam koleżanką.
Długo musiałam negować, że nie jestem facetem, jakimś Józkiem. W końcu powtórzyła kilkakrotnie moje imię i nazwisko, ale chyba nie kojarzyła, kim jestem, choć jak na ponad 90-letnią staruszkę, samoświadomość ma niesamowitą. Zawsze była pełna werwy, ruchu, dowcipu i zdrowego podejścia do wiary i życia. Prawie całe życie funkcjonowała sama, dziś całkowicie zależna od drugiego człowieka. Jej twarz, mimo podeszłego wieku, pozbawiona zmarszczek, a usta nadal układają się w dobrze znany mi szelmowski uśmiech.
Mówiła, że ją boli, że ciężko jej wciąż leżeć. Między tymi żalami kilka razy powtórzyła jednak, że tak przecież musi być. Taką ją pamiętam. Pogodzoną z tym, czego w życiu doświadczała. To była dla mnie niezła lekcja i zapewne nieprzypadkowo "odbyła się" u końca roku, kiedy częściej niż zwykle, pojawiają się myśli o przemijaniu. Nie wiem, jaka będę na starość i kto się mną zaopiekuje? Czy tak samo będę umiała przyjąć bez narzekań Jego wolę?
To spotkanie na długo pozostanie w moim sercu. I ta radość, i wdzięczność za naszą obecność, i prośba, by znów przyjść…
Mija czas, kończy się kolejny rok. Co przyniósł? Jak wykorzystałam czas, który dostałam od Ciebie, Boże? Za każdy miesiąc, tydzień, dzień, godzinę, minutę, sekundę - dziękuję. Za czas sukcesu i porażki, życzliwości i odrzucenia, pokonywania swojej słabości i upadania, ze serce i wrogość, za radość i smutek, za łzy szczęścia i łzy bólu. Bowiem każda chwila i dobra, i zła kształtują mnie i czegoś uczą, a co najważniejsze zbliżają mnie ku Tobie. Amen.
I przypominają mi się słowa oazowej piosenki, którą kiedyś często śpiewałam, a której nie udało mi się znaleźć w wersji mp3:
Wszystko przemija, wszystko jest w ruchu,
każda godzina jak garstka puchu.
I ty, człowieku, ciągle się zmieniasz,
rodzisz się, żyjesz, potem umierasz.
Gdzie sens? Gdzie jest cel? Jaki kres życia?
Ty Boże to wiesz, a więc mów, bo pytam
Sensem jest miłość,
celem Ty - Panie!
Śmierć to nie nicość, lecz zmartwychwstanie.
I po to człowiek został stworzony,
by poprzez życie mógł być zbawiony.