ON i ja...

Boża obecność...

dodane 10:29

 

Kolejna sobota adwentu i znów ta sama walka. Dziś odniosłam mały sukces – w kościele byłam dwanaście minut przed rozpoczęciem Mszy. „Wypasione” miejsce parkingowe – najbliższe wejścia, odebrałam jako kolejne puszczone przez Pana Boga oko do mnie. Panujący w kościele półmrok i jasność zapalonych świec, mojej również, wlewał we mnie coraz większą radość i pewność, że to wszystko ma sens. Zrezygnowałam z lampionu na rzecz czerwonej, grubej świecy z aniołkiem i gwiazdkami, które po rozpaleniu świecy były ładnie widoczne. I ten wewnętrzny spokój, który mi tam często towarzyszy. Atmosfera skupienia i pełen ludzi kościół. Poczułam się tak dobrze, że nie miałam wątpliwości, że ON jest tuż przy mnie.

Po komunii Te Deum (mam wrażenie, że w tej drugiej parafii, w której ostatnio częściej bywam, zależy to od kaprysu kapłana, bo chyba nie od złożonej ofiary ;o)), nigdy nie wiadomo, kiedy się pojawi), a po Mszy kapłani podeszli do solenizantki i złożyli jej jeszcze osobiście życzenia. Łza kręciła się w oku. Na końcu odśpiewana pierwsza wielka antyfona adwentowa (ten zwyczaj tam właśnie poznałam). I maluch, zapewne prawnuk, który podszedł i wyściskał 90 letnią dobrze trzymającą się starszą panią. Pomyślałam – dobrze mi tu być, Panie.

A tydzień, który się dzisiaj kończy był szalony. Sprawdziłam już wszystkie zeszyty i klasówki, co okupiłam siedzeniem w szkole aż do Rorat. Od rana do wieczora poza domem. Tylko Pan Bóg wie, skąd miałam jeszcze siłę pójść na basen i poczytać co nieco. Kolejny tydzień nie zapowiada się lepiej. Ktoś nie przyjął mojej podanej na zgodę ręki, co wpłynęło na wielość przemyśleń. Adwent jest czasem, by zakończyć waśnie, zwłaszcza niezawinione. Ktoś ukarał mnie za swoją bezmyślność i za to, że poczułam się tym zraniona. Zostawiam to Bogu, może dopiero w wieczności zrozumiem, dlaczego ktoś za swój błąd karze mnie i traktuje jak wroga. Ważne, co jest we mnie, za to odpowiem przed Bogiem. A we mnie nie ma złości, chęci zemsty i okazywania niechęci. Wybaczyłam i spróbowałam raz jeszcze… i jest mi z tym dobrze, mimo, że nie jest po mojej myśli. ON wie lepiej, co dla mnie dobre.

Dziś, u końca kolejnego adwentowego tygodnia, chcę Ci, Boże, podziękować - za porażki i upadki, za codzienny trud i wysiłek, za radość czuwania i przełamywania swoich słabości, wszak wszystko ma jakiś, nieznany mi, sens. Wszystko kształtuje we mnie coś, czego jeszcze dziś mogę nie rozumieć, ale przyjmuję z ufnością. Amen.

 

nd pn wt śr cz pt sb

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 24.12.2024

Ostatnio dodane