szkolne zamyślenia
przepisy i ich interpretacje...
dodane 2011-11-25 18:42
Pewno niewiele osób zdaje sobie sprawę, że jeśli nauczyciel w danym dniu ma jakieś ponadetatowe godziny, to gdy jedzie z dziećmi na wycieczkę, bez względu na jej długość, otrzymuje wypłatę bez nadgodzin, czyli jakby pracował w danym dniu 3,6 godziny. Podobnie jest, gdy idzie z uczniami na konkurs, wtedy nawet powinien te godziny, na których nie był, odpracować. Tak przynajmniej jest w mojej szkole.
Wczoraj cały dzień jako współorganizator Konkursu Biblijnego byłam nim zajęta. Do odrobienia mam 4 godziny (1 zdążyłam rano zrobić), choć pracowałam potem jeszcze prawie 6 godzin zegarowych (ok. 7 lekcyjnych), nie licząc czasu, który zajęły inne przygotowania. Teraz za ten dzień pewno jakieś darmowe zastępstwa będę miała.
Gdy pojadę z dziećmi na trzydniową wycieczkę, choć jestem za nie odpowiedzialna 24 godziny na dobę, wypłaty dostaję za 3,6 godziny dziennie, jeśli wycieczka jest w roboczy dzień. W weekend robiłabym to społecznie. Popołudniowe imprezy, dyskoteki, wyjścia też są społecznymi przedsięwzięciami.
Nie skarżę się, nie piszę tego w takim celu. Ale wielu ludzi nie ma świadomości, kiedy twierdzi, że etat nauczycielski to 18 (+2 obowiązkowo za darmo) godzin i potem laba. Zawsze jeździłam na wycieczki nie kalkując, ile na tym stracę, a raczej ile nie zyskam. Taki mam zawód i wiem, jak ważne są takie wyjazdy dla dzieci. Choć obwarowania, szukanie oszczędności, cięcia i próba spychania całej odpowiedzialności na nauczyciela za wszystko, łącznie za sprawność autobusu, po prostu zniechęca. W zeszłym roku ani jedna wycieczka nie wypaliła z powodu niedopuszczenia przez policję pojazdów.
W tym roku byliśmy już w kinie, do którego jechaliśmy tramwajem (na szczęście w tym przypadku nie ponoszę za sprawność tego pojazdu odpowiedzialności), dziś miejskim autobusem, za sprawność którego również nie odpowiadam, pojechaliśmy do planetarium. Ponieważ się rozpogodziło, zrobiliśmy sobie ponad godzinny spacer i wróciliśmy pieszo…. Czekają nas jeszcze kręgle (na szczęście dojazd tramwajem ;o)). Muszę przemyśleć, czy wyjedziemy gdzieś w góry, może PKP będzie bezpieczniejsze, bo za sprawność pociągu także nie ja odpowiadam…
Dla mnie to jakaś paranoja… Choć pewno znajdą się jeszcze gorsze warunki pracy w innych, niż szkoła, instytucjach. Bardziej mnie wkurza, że mówi się tylko o naszych przywilejach, pomijając inne realia. Nie zmieniłabym zawodu, bo lubię to robić, nawet jeśli się na coś tam buntuję. Na całe szczęście w mojej szkole, jak na razie, dobrze się pracuje...