ON i ja...
święta codzienność...
dodane 2011-10-17 20:26
Być świętym – mówił podczas wczorajszego kazania kapłan – to podejmować się trudów codzienności w miejscu, w którym postawił mnie Pan Bóg i w sposób, który On dla mnie wyznaczył.
Zauważam, że w dzisiejszym świecie wykorzystuje się codzienność do podejmowania się spraw, dzięki którym człowiek chce się dowartościować. Robi rzeczy niekoniecznie te, które powinien, ale te, które przynieść mu mogą chwałę. Jeśli to dzieje się na gruncie wiary, religii, zastanawiam się, czy wówczas celem jest Pan Bóg, czy własna chwała?
Czy wprowadzanie rywalizacji międzyludzkiej i udowadniania, że się jest kimś, kim tak naprawdę się nie jest, że jest się kimś lepszym, nie jest ucieczką od tego, co daje mi Pan Bóg?
Z tymi myślami pojechałam dziś do szkoły. Nie to, jak inni mnie widzą, ale to, jak ja funkcjonuję tam, gdzie Pan Bóg mnie postawił, powinno być dla mnie ważne. Właściwie przez cały dzisiejszy dzień te myśli mi towarzyszyły.
Poczułam jeszcze mocniej, że chcę robić to, co robię i nie na zachwycie mi zależy. Choć dostrzeżenie, wdzięczność dodają skrzydeł i są potrzebne, ale nie mogą być celem samym w sobie. Raczej służyć mają jako potwierdzenie, że to co robię jest potrzebne i wartościowe.
Najbardziej uświadomiłam to sobie na próbie chórku. Większość dzieci po prostu nie umie śpiewać, albo wrzeszczy, albo śpiewa w zupełnie innej tonacji, to zaś śpiewa w jakimś swoim rytmie. Pewno wirtuozów z nich nie zrobię, ale warto wykorzystać zapał, choć często tylko słomiany. Bo przecież o chwałę nie moją tu chodzi…
Przecież chcę być świętą, dlatego staram się z radością podejmować zadań, przed którymi stawia mnie Pan Bóg. I chyba czas skończyć kombinować, tylko brać życie takim, jakie jest…
Życie jest naprawdę piękne, trzeba tylko szerzej otworzyć oczy i zauważać to piękno w najbardziej codziennych sprawach... a do świętości to mi jeszcze bardzo daleko :o))