ON i ja...
ewangelizacja?
dodane 2011-10-11 23:15
Katecheza w szkole mami nasze wyobrażenie o wierze Polaków. Myślę, że w salkach zobaczylibyśmy prawdę. Dziś mogłyby okazać się puste. W szkole ludzie mają mniej odwagi, by dziecka nie zapisywać na religię. Wybory pokazały jednak za jakimi wartościami optuje dzisiejsza młodzież wychowana na katechezie szkolnej.
Nie neguję potrzeby katechezy w szkole, bo w ten sposób wszystkie dzieciaki mają szansę o Bogu usłyszeć, o którym w domu nie usłyszałyby nigdy. Pod warunkiem, że dają katechecie na to szansę. I choć wiem, że spora część moich uczniów z wiarą niewiele ma wspólnego, to ufam, że w którymś momencie ich życia odnajdą drogę do Boga, a ON pozwoli się im poznać.
Myślę, że to dobrobyt powoduje, że Bóg przestaje być ludziom potrzebny. Dlatego też w wielu rodzinach nie żyje się wiarą, Bogiem i tu widzę główny problem braku życia religijnego. Religijność tylko od wielkiego dzwona (chrzest, I komunia, pogrzeb, już nawet nie małżeństwo).
Jak to zmienić? Coraz częściej czytam o potrzebie ewangelizacji. Powraca ten temat, jakby był jakąś nowością, czy lekarstwem na to, co dzieje się z naszą wiarą.
A ja sobie myślę, że gdybyśmy jako ludzie wierzący, będący w relacji z Bogiem byli świadkami wiary na wszystkich płaszczyznach naszego życia, nie potrzeba byłoby żadnej zorganizowanej ewangelizacji.
Ewangelizację trzeba zacząć od samego siebie!!!
Wystarczy z radością i optymizmem, wiarą w dobro człowieka, rzetelnie wypełniać swoje powołanie, by ludzie nieszczęśliwi, żyjący z dala od Boga, zachwycili się naszym pokojem…. Być świadkiem Chrystusa - to według mnie znaczy ewangelizacja.
I nie zawsze ten, co o sprawach ewangelizacji wiele mówi, pisze (mędrkuje?), potrafi świadczyć o Bogu swoim codziennym życiem. Bo pisać, krytykować ludzi Kościoła, jest o wiele łatwiej niż samemu w ten sposób żyć.
A ja, jakim jestem świadkiem Chrystusa? Muszę do codziennego rachunku sumienia dołożyć i to pytanie...