ON i ja...

wystarczy życzliwość...

dodane 13:45

 

"Jeśli jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie, dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie.
Flp 2,1-3

Te słowa z dzisiejszego czytania skłoniły mnie do przemyśleń związanych z moją obecnością w necie.

Od czasu, gdy zaczęłam intensywniej wchodzić w świat internetu minęło już dobrych kilka lat. Pamiętam, jak z początku rozmawiałam, a raczej pisałam z wielką otwartością, ufając, że z drugiej strony spotykam się z tym samym.

Wydawało mi się, że znam tych ludzi od dawna, to powodowało mocne odkrywanie siebie. A ponieważ jestem raczej (tak myślę) osobą otwartą, nie miałam z tym problemu. Pierwsze kłopoty i załamanie się ufności związany był z osobą kapłana, którego znałam z reala, a którego wyczyny w necie były niepokojące. Nie dotyczyły mnie osobiście, ale dość mocno zaważyły na wzroście mojej podejrzliwości i rosnącego braku zaufania wobec ludzi tu poznawanych. Zaczęłam spotykać się z coraz większą złośliwością. I nie mam tu na myśli tych, co do których nie miałam wątpliwości, że robią to celowo, a raczej tych, których chciałam obdarzć zaufaniem.

To też zaczęło mnie wprowadzać w emocje, nad którymi wówczas nie panowałam – w moje życie wdarł się niepokój, lęk, strach i wiele niewłaściwych zachowań. A trwając w nieuspokojonym buncie po nagłej śmierci mojego kierownika duchowego, byłam bliska depresji. To był straszny czas, dobrze, że Pan Bóg go zabrał i myślę, że na zawsze…

Krótka nadzieja na zmianę też okazała się płonna. Nowopoznani ludzie zarówno w realu, jak i w necie okazali się w zawieraniu znajomości bardzo interesowni. To nie ja sama w sobie byłam celem tej znajomości, miałam być kanałem, pretekstem dla innej, dla nich ważnej relacji… To było kolejne, aczkolwiek inne, rozczarowanie. Nieco mniej bolesne, ale wlewające rozgoryczenie i żal, poczucie niezrozumienia i wykorzystania…

W końcu nadszedł właściwy dystans. Jak się okazało pomogły mi w tym kolejne osoby, z którymi poznałam się w realnym świecie. Internet służy nam jedynie do przekazywania bieżących informacji. Nie ma tu udawania, rywalizacji, podkopywania autorytetu, chęci nawracania mnie za wszelką cenę, wykazywania, że ktoś jest lepszy, wytykania mi błędów za każdym razem niby z troski. To nie są bliskie relacje, ale życzliwe. Było mi to bardzo potrzebne, by odzyskać wiarę w ludzi…

Pewno pomogły mi w tym także wcześniejsze wydarzenia, bo nic nie dzieje się przypadkiem, a na grzechach i błędach własnych uczę się, jak widać, najlepiej.

I to dzisiejsze wskazanie w Liście do Filipian, które uświadomiło mi, że tego chcę w relacjach, zarówno z mojej, jak i z drugiej strony…

i ten sam fragment z najnowszego tłumaczenia:

Jeśli więc coś znaczy upomnienie w Chrystusie, jeśli umacnia was miłość, jeśli łączy was ten sam Duch lub macie w sercu miłosierdzie i współczucie, dopełnijcie mojej radości tym, że będziecie mieli te same dążenia i będziecie żywili tę samą miłość, że będziecie trwali w jedności i myśleli podobnie; nie działajcie z myślą o uznaniu czy pochwałach, lecz z pokorą uważajcie jedni drugich za lepszych od siebie.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024

Ostatnio dodane