ON i ja...
pusty, czy pełny kłos?
dodane 2011-09-16 22:09
(wykasowane)
Oj, pokusa bycia wielkim jest spora w każdym z nas. We mnie też. Mam tego świadomość. Przykre jednak, gdy dzieje się to na gruncie wiary i wykorzystuje się ją do zaspokajania własnych ambicji…
Najbardziej przykrym jest to, że od tych, którzy sami zabiegają o swoją wielkość, robią sporo szumu wokół siebie i tego, co robią, doświadczam obojętności, zupełnego przemilczania, być może nawet braku akceptacji dla moich działań. Już przywykłam do tego, dlatego, choć wkurza mnie to, przestaje boleć. Bo przecież zawsze w takich sytuacjach boli pycha, nawet jeśli ignorowanie czyichś zasług jest przez drugą osobę zamierzonym i celowym działaniem. Choć zapewne ktoś, kto zapatrzony jest w siebie, po prostu nie zauważa, że inni też coś robią...
I przypomina mi się pewien cytat: „Pusty kłos wznosi się do góry, pełny pochyla do ziemi”.
i tak sobie myślę, że warto jednak bez zasług w oczach ludzi, być pochylonym kłosem, nawet niecałkiem pełnym, niż wznoszącym się do góry od zachwytów i podziwów, nawet jeśli nie jest się tak całkiem pustym kłosem… bo przecież najważniejszym jest to, jak widzi mnie BÓG, a nie drugi człowiek...
PS
edit 22 września - muszę sprostować: Z tymi próbami to nie było tak do końca... ten ministrant miał możliwośc pójścia na Mszę, ale z niej nie skorzystał... dziś już był na Mszy szkolnej ;o)) więc wpis nieco nie oddaje do końca sytuacji z tworzącą się orkiestrą... dlatego ten wątek wykasowałam, choć nadal uważam, że jest to w parafii priorytetowa sprawa ;o))