moje wędrowanie...
cudze chwalicie - swego nie znacie...
dodane 2011-08-24 14:21
Wypad w Jurę planowałam już od dłuższego czasu. Zauroczona przed laty niektórymi jej zakątkami, chciałam do nich powrócić. Już kiedyś pisałam, że po moim zmarłym wujku otrzymałam sporo przewodników i map. Postanowiłam na początek spenetrować te okolice, które znajdują się na niektórych, dość szczegółowych mapach.
Zawitałam w Mirowie, by nacieszyć oczy bielącymi się w słońcu wapiennymi skałkami i ruinami zamku. Potem przepięknym malowniczym szlakiem dotarłam do Bobolic, by zobaczyć odbudowany obecnie bliźniaczy zamek, o którym nie tak dawno można było przeczytać w GN. W planach miałam powrót inną trasą. Niestety, zdążyłam już dojść głęboko w las, gdy musiałam zmienić plany i wrócić z powrotem tym samym szlakiem, bo nagle zniknął z pola widzenia szlak niebieski i nijak nie dał się odnaleźć. Nie chcąc się zgubić, uznałam, że bezpieczniej będzie zawrócić. To tak, jak w życiu, czasem trzeba zrezygnować z chęci zaspokojenia za wszelką cenę własnych ambicji, planów, tym bardziej, gdy mogą być dla mnie zgubne, niewłaściwe i powrócić do miejsca, od którego zaczęłam. Nawet za cenę poczucia porażki, ośmieszenia się we własnych, czy też w oczach innych.
W tych okolicach pozostały do zobaczenia jeszcze jedne ruiny zamku Ostrężnika. Trzeba było jednak dojechać do Złotego Potoku, by je odnaleźć. Po drodze krótka chwila w sanktuarium w Leśniowie, gdzie postanowiłam w drodze powrotnej wrócić na wieczorną Mszę św.
W Złotym Potoku trzy bezskuteczne podejścia, by znaleźć ruiny. Schowały się w lesie, a moja mapa, mimo małej skali, nie ułatwiała ich znalezienia. W końcu odkryty drogowskaz wzbudził nadzieję, jednak też nie pomógł odnaleźć drogi.
Bar przy owym drogowskazie, w którym serwowano pstrągi (być w Złotym Potoku i nie zjeść pstrąga byłoby dużą stratą) pozwolił na chwilę wytchnienia i delektowania się smakiem ryby. W końcu właściciel baru wskazał drogę. Jakże rozczarowałam się znaleziskiem. Kilka fragmentów starych murów. A mimo to wzbudziły radość, której nie dał ani Mirów, ani Bobolice. Pomyślałam, że nie zawsze to, co znajdujemy daje radość, a większą może przynieść sam trud, wysiłek i wytrwałość, osiągnięcie celu. Nawet wtedy, gdy oczom jawi się jako znikomy, mały, prozaiczny.
Życie nasze jest wędrowaniem, dlatego tak wiele odnajduję podobieństw tego, co doświadczam na szlaku, z tym, co w moim życiu. Żebym tylko jeszcze umiała te wnioski wcielać w moje życie, byłoby super...
Mirów
Bobolice
Park w Złotym Potoku - Pałac Raczyńskich i Dworek Krasińskich
pstrąg ze Złotego Potoku
ruiny długo poszukiwanego Ostrężnika
sanktuarium w Leśniowie
i jeszcze jesienny akcent letniej wyprawy, to znak, że wakacje zbliżają się do końca...