ON i ja...
autostradowe refleksje...
dodane 2011-08-19 22:55
No to wybrałam się dziś w 200kilometrową podróż, by wypić w sympatycznym towarzystwie kawę i nieco pogadać. To miłe, że ktoś, kto ma niewiele czasu z powodu mnóstwa obowiązków, znajduje go, by pobyć z drugim człowiekiem i porozmawiać. Niestety, deszcz sprawił, że wcześniej niż planowałam, wróciłam do domu. Dlatego tym razem nie zrobiłam żadnych zdjęć.
Lubię prowadzić samochód, choć zawsze z niepokojem i świadomością, że życie w tym pudełku na czterech kółkach jest bardziej zagrożone, zwłaszcza przy większej prędkości, na jaką pozwala jazda autostradą.
W czasie podróży często pojawiają się takie myśli, że jazda samochodem wymaga nie lada ufności – do siebie, innych użytkowników drogi i samego samochodu. Wszystko może w każdej chwili podróży nawalić. Wystarczy jeden moment nieuwagi, by zrobić niewłaściwy manewr, który może się źle skończyć dla mnie i innych kierowców. Wsiadając do samochodu, często przychodzi mi do głowy myśl, że ta podróż może być moją ostatnią.
Patrząc na ilość pojazdów powinnam się zachwycać tą wielkością zaufania, zwłaszcza, gdy jadąc maksymalną dozwoloną prędkością, jestem migiem wyprzedzana przez innych kierowców.
Wsiadam do samochodu i ufam, że bezpiecznie i cało dojadę do celu, dlaczego więc tak trudno mi zaufać Bogu w podróży, jaką jest moje życie?
Bo w życiu o wiele częściej, niż na autostradzie, nawalam, dlatego później muszę borykać się z konsekwencjami własnych, ale także i cudzych błędów… a to, niestety osłabia ufność do samej siebie, innych ludzi, a w konsekwencji i do Boga... może warto próbować przenieść autostradowe doświadczenia do życia?