ON i ja...
pierwszy dzień wakacji...
dodane 2011-06-23 20:53
Zachwycałam się każdym promieniem słońca, który upiększał dzisiejszą uroczystość. Młodzieżą, która przecudnie śpiewała. A nie tak dawno to były jeszcze małe dzieciaki, z którymi wyjeżdżałam na kolonie i śpiewałam co niedziela i piątek na Mszach szkolnych. Aż łza się zakręciła w oku. Fajni ludzie z nich rosną.
Nawet beztroska dzieciaków, które bezładnie maszerowały przed baldachimem, by sypać kwiatki, nie denerwowała, choć co chwila je ustawiałam we właściwym szyku. Czy jako dziecko miałam świadomość tego, przed KIM tak naprawdę sypię kwiaty? Nie sądzę...
Cieszyłam się spokojem liturgii, choć rozmowy rodziców dzieci pierwszokomunijnych nieco mnie irytowały. Zasmucał też brak udekorowanych okien, których ilość z każdym rokiem maleje. Ale widać taki czas.. Ale za to w moim otoczeniu mogłam się "zachwycać" własnym śpiewem, bo nikt mi nie wtórował poza głosem jednego z naszych Ojców i pani organistki, który niósł się z głośnika… ;o))
i to poczucie, że ON jest tuż, tuż...
popstrykałam kilka zdjęć... a co mi tam
A potem niespodziewane zaproszenie na obiad i miłe spotkanie. Gitara i śpiew, nowi ludzie i radość spotkania…Nie sądziłam, że zasiedzę się, aż do wieczora ;o))