ON i ja...
sobotnio-porankowe zamyślenie...
dodane 2011-06-11 10:00
Lubię takie dni, gdy, mimo, iż mam huk roboty, patrzę na wszystko ze spokojem i radością. Lubię wracać do domu po porannej Mszy i małych zakupach, by potem zasiąść do śniadanka z pyszną kawusią i świeżutkim pieczywem (jem je takie tylko w sobotę, potem muszę dojadać resztę do końca tygodnia). Zmobilizowałam się, by posprzątać mieszkanie wczoraj, stąd chyba ten luz. Nie lubię sprzątać, jak nie lubię wielu innych rzeczy …
Kończę wnet moją podyplomówkę. Za tydzień ostatni zjazd. Zostało mi napisanie reportażu, zdecydowałam się na reportaż podróżniczy o Mea Szaerim, dzielnicy ortodoksyjnych Żydów w Jerozolimie. To moje zajęcie na dziś, no i rozważanie na „katolika”. A wieczorem opracowanie tabel i przygotowanie materiałów na poniedziałkową konferencję klasyfikacyjną i zebranie z Rodzicami. Chcę też wybrać się na Adorację do sąsiedniej parafii, jeśli starczy zapału...
W przyszłym roku wszystkie weekendy będę miała wolne. Dostałam po zmarłym wujku jego przewodniki po górach. Był zapalonym turystą. Mam nadzieję, jeśli Pan Bóg pozwoli, z ich pomocą, przewędrować szlaki, na których jeszcze nie byłam.
Dziś na Mszy towarzyszyła mi myśl, że coraz trudniej mi codziennie w niej uczestniczyć. Nie biegnę na nią z radością, a raczej z nawyku, z którego nie mam odwagi zrezygnować. Kilka razy podjęłam decyzję, by nie iść – świat się nie zawalił. Mówiłam MU, a raczej usprawiedliwiałam się, że mi się nie chce i by się na mnie nie gniewał, o ile potrafi się gniewać…
Przyszła mi też myśl, że wiele rzeczy robię niby dla Pana Boga, a jednak mobilizacja do ich podejmowania nie wypływa z miłości do NIEGO, a raczej z innych pobudek. Jak zaczyna ich brakować, traci się zapał do tego, by nadal w nich trwać. Czasem chodzi bardziej o spotkanie z drugim człowiekiem, chęć bycia zauważonym, postrzeganym jako religijnym, zabłyśnięcie czymś, etc. , niż o autentyczne spotkanie z Bogiem.
Uświadomienie sobie tego pozwala mi bardziej patrzeć na podejmowany wysiłek, jako na ofiarę, choć to ja najwięcej z niej korzystam. Jak pisałam wczoraj, to robienie czegoś wbrew sobie, bo moja miłość to ciągle fileo, a nie agape. Świadomość, że ON zniża się do mnie, daje mi otuchę i dzisiejszą radość…