pomoc społeczna...
dodane 2011-05-25 23:15
Niektórym się wydaje, że jak gdzieś jest bieda, to należy od razu pomagać finansowo, to od razu powinna wejść do akcji pomoc społeczna. Zbyt często to dawanie ryb, a nie wędek.
Są rodziny, które są biedne z powodu alkoholizmu, inne z powodu nieudolności gospodarowania pieniędzmi. Są rodziny, które nie radzą sobie życiowo – nikt ich nie nauczył, jak żyć, stąd wiele w nich nieodpowiedzialnych decyzji, zachowań. Są rodziny, w których matka urodziła pierwsze dziecko jako niedojrzała nastolatka i tak zostało. Są też takie, których bieda jest wynikiem bezrobocia, choroby. Są i takie, w których biedne są tylko dzieci, bo rodzice całkiem dobrze funkcjonują finansowo. Są rodziny, które jako rodziny zastępcze przyjmują dzieci, bo to sposób na dodatkowe pieniądze, które niekoniecznie wydaje się na te dzieci. Są rodziny, które mimo biedy, jakoś sobie radzą i funkcjonują normalnie. Są zapewne i takie, które swoją biedę ukrywają i tak naprawdę nikt nie wie, jakim kosztem i wysiłkiem opłaca się różne rzeczy.
I pewno jest jeszcze multum innych powodów biedy. Każda rodzina jest specyficzna, jedyna i niepowtarzalna. Choć niektóre problemy można by pogrupować.
Dlaczego o tym piszę? Bo niestety, spora grupa tych dysfunkcyjnych rodzin, którym się pomaga, ma wobec tej pomocy postawę roszczeniową. Zbyt często uważają, że im się ta pomoc należy. A ich dzieci grymaszą, marudzą, ciągle są niezadowolone… Wystarczy przyjść na jadalnię i zobaczyć, jak które dzieci jedzą, które najwięcej kręcą nosem. Nie zawsze są to te, które mają w domu wszystko.
Wychowujemy w ten sposób grupę ludzi, która nie potrafi już inaczej żyć, jak tylko z pomocy społecznej. To są ciągle te same nazwiska, teraz to są dzieci tych dzieci sprzed iluś tam lat. I nic się w tych rodzinach nie zmienia.
I nie mam nic przeciwko pomocy, ale nie jest to łatwy temat. I nie każdemu ta pomoc służy. W wielu przypadkach niestety nie. Poza tym, żeby komuś pomóc, to ten ktoś musi tego chcieć. Najczęściej chcą pieniędzy, ale gdy wymaga się od nich (mam na myśli dzieciaki, choć myślę, że dotyczy to również dorosłych) jakiegoś wysiłku, przyjścia po lekcjach do świetlicy, zrobienia czegoś w zamian, by nie było całkiem za darmo, to jakoś nagle przechodzi im ochota na pomoc…
Mam świadomość, że nie jestem w stanie opisać tu wszystkich aspektów biedy i pomocy. To tylko niektóre z moich obserwacji, których nie należy generalizować i uogólniać…