ON i ja...
depresja
dodane 2011-02-13 07:56
Ostatnio dowiedziałam się, że moja kuzynka musiała pójść do szpitala psychiatrycznego. Delikatna, zawsze uśmiechnięta, od dłuższego czasu zmaga się z depresją. Ja kiedyś zaledwie otarłam się o tę przypadłość. Wiem, że jest straszna.
Budzić się z lękiem, przełykać jedzenie jakby się jadło kamienie, nie czując jego smaku, boleśnie łykając każdy kęs. Wymuszać uśmiech, obojętnieć na ważne sprawy i ten strach, nie wiedzieć z jakiego powodu. On sprawia, że najdrobniejsza rzecz wydaje się nie do przebrnięcia, a spotkanie z innymi ludźmi budzi trwogę, taką, że żołądek podchodzi do gardła. Nie zauważać piękna i dobra wokół, czuć ciągły niepokój, doświadczać bezsenności, bojąc się przebudzenia i powrotu do codzienności. Nawet leki, wydaje się, że nie pomagają.
To straszny ból dla najbliższych – bo i pomoc trudna. Najgorsze w tym jest poczucie bezsilności.
Czy i ja swoją znieczulicą, jedną miarą wszystkich ludzi, nie przyczyniam się do czyjejś depresji? Każdy z nas jest inny i każdy przeżywa pewne sprawy inaczej, bo i oczekiwania ma inne. Jak bardzo brak mi wrażliwości na drugiego człowieka.
Panie, miej ją w swojej opiece, a mnie uwrażliwiaj na innych ludzi…
PS Jakiś czas będę tu nieobecna…