ON i ja...
słowa na wiatr?
dodane 2011-01-15 10:41
Zaskoczyła mnie dzisiejsza intencja Mszy św. – za chorych, którym podczas wizyty duszpasterskiej obiecaliśmy modlitwę. Tak, nie mam wątpliwości, że tamtejszy proboszcz to człowiek głębokiej wiary.
Bo, czy przypadkiem nie dzieje się tak, że obiecujemy pamięć, modlitwę, gdy ktoś o nią prosi? A gdy cierpi, deklarujemy wsparcie, piszemy „przytulam” i na tym poprzestajemy? Słowa, słowa, słowa… Zwłaszcza pisane, choć te wypowiadane również… jakże często bez odpowiedzialności...
Czy nie stosujemy ich bardziej jako formy pocieszenia, niż autentycznej obietnicy pamięci modlitewnej? Obietnicy, którą, owszem, chcielibyśmy wypełnić, a często jednak na niej jedynie poprzestając? Co nami kieruje w takich sytuacjach? Czy rzeczywiście troska o drugiego człowieka? Czy raczej chcemy poczuć się jak miłosierni Samarytanie pomagający całemu światu, chcąc poprawić swoje dobre sampoczucie? Taką postawę, niestety, w większym stopniu umożliwia internet. A dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane, jak mówi stare porzekadło…
Owszem, można dodać podczas swojej modlitwy intencję (sama też tak robię) "za wszystkich, którym obiecaliśmy modlitwę". Jednak ani na moment w myślach nie zatrzymać się nad tą osobą. Czy to wystarczy?
Można ofiarować w jakiś dzień komunię za tych ludzi. Można przyjść wcześniej do kościoła i spróbować przypomnieć sobie tych, którym obiecaliśmy modlitwę. To jest jakieś rozwiązanie…