ON i ja...
wizyta duszpasterska...
dodane 2011-01-04 19:13
Na dzisiejszą kolędę, czy też wizytę duszpasterską, najbardziej cieszył się mój kot ;o))
Jak tylko usłyszał na korytarzu dzwonki i głosy, od razu pobiegł do przedpokoju i wskakiwał na klamkę, by otworzyć, na szczęście zamknięte na zamek, drzwi. Nie wiem, co pomyśleli ministranci, bo to rzucanie się na drzwi słychać co najmniej dwa piętra niżej. A i miauczenie było niczego sobie…
Nie lubię „kolędy”, choć wiem, że to dobra sprawa. Słyszę wiele krytycznych wypowiedzi. Wiem, że gdyby mnie przyszło chodzić na takie spotkania byłoby mi ciężko. A przecież kapłani – też ludzie. Mają różne predyspozycje, a my różne oczekiwania… Zawsze to szansa poznania, spotkania się z kapłanem. To od nas w głównej mierze zależy, jak wykorzystamy tę szansę. Ja jak zwykle zmarnowałam, ale nie mam swoim duszpasterzom wiele do powiedzenia. A na żalenie się nie mam ochoty…
Padło dziś kilka słów, jak to parafia straciła na mojej nieobecności. No cóż, nawet nie sprawiło mi to satysfakcji. Bardzo chcę robić to, co jak wydaje mi się, potrafię, czy się uda w nowej sytuacji? Gdzie indziej? To ON daje wzrost... nie mnie o tym decydować...
Panie Boże, Ty działaj…