ON i ja...
skończyło się nim się zaczęło...
dodane 2010-11-15 20:35
No to wróciłam z trzydniowej wycieczki ;) zanim na nią wyjechałam...
Ale zaraz, wszystko po kolei. A to, żeby bardziej przybliżyć pracę nauczyciela, jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości ;)
Tak oto przedstawiał się dziś mój dzień :D
4:00 pobudka
do ok. 5:00 dokończenie pewnych zobowiązań w domku (zakładałam, że przez 3 dni mnie nie będzie, więc musiałam co nieco do przodu zrobić)
5:00 zamyślenia
6:30 Msza
7:15 śniadanie
8:00 wyjazd do szkoły
8:15 przejazd z kierowcą i busem pod budynek policji na przegląd
9:00 powrót do szkoły bez zgody na wyjazd z powodu jakichś felerów w układzie kierowniczym i luźnym akumulatorem
10:50 podjeżdża drugi bus, czekamy około 40 minut na policję, w końcu jedziemy do nich, tam okazuje się, że kierowca zapomniał jakichś dokumentów, jedne miał w Katowicach, drugie w Mysłowicach. Wyjeżdżamy by je zdobyć (tzn. ja i kierowca). Koleżanka z dzieciakami w szkole, z przybyłymi w międzyczasie rodzicami pertraktuje, w co włącza się pani dyrektor. Dobrze, że mnie tam nie ma, myślę sobie.
W międzyczasie gorąca linia na mojej komórce, aż się zagrzała, wydzwoniłam pewno cały mój abonament, to z drugą nauczycielką, to z dyrektorką, to z rodzicami, to z facetem, który to wszystko organizował – te warsztaty ekologiczne, bo zapominałam dodać, że taki miał być charakter tej wycieczki. Zamawiając termin nie przypuszczałam, że uda się trafić o tej porze w taką pogodę, liczyłam się z pluchą i śniegiem. Ale… i tak nie wypaliło…
Ok. 14:00 podjeżdżamy pod komisariat policji w Mysłowicach
14:15 przyjeżdża policja, sprawdza samochód i…. nie dopuszcza do ruchu busa, zatrzymuje dowód rejestracyjny, wlepia mandat (a facet naprawdę chciał nam pomóc) zresztą jak i nasza policja poprzedniemu przewoźnikowi. Podejmuję decyzję o rezygnacji z wycieczki, o czym telefonicznie powiadamiam koleżankę. Dzieci wracają do domu a ja czekam na wypisanie dokumentów.
do około 15:30 policjanci wypisują dokumenty, na szczęście kierowca okazuje się dżentelmenem i swoim osobistym mercedesem pośród licznych korków, które o tej porze obejmują cały nasz region (jazda ponad 160 km/h nie jest moja pasją, ale milczę, odrzucam zaproszenie na obiad, bo jakoś za bardzo czuję się podrywana), przywozi mnie pod szkołę, gdzie wsiadam w swój samochód i wracam do domu Przez ten cały czas poznałam historię życia pana kierowcy i jego problemów małżeńskich, choć pewno księdza nie przypominałam. Wracam do domu po 17:00.
WNIOSKI: Ten dzień przyniósł same straty. W ośrodku zmarnowało się ileś obiadów (na szczęście nie musieliśmy wpłacać zaliczki, to problem, który mi odpadł – odzyskiwanie pieniędzy). Kierowcy musieli ponieść koszty, a dzieci wróciły do domu rozczarowane. A ja? Ja nie narzekam. Przede mną spokojna noc. Lampka różowego wina dobrze mi zrobi. Pan Bóg wie lepiej, być może ochronił mnie przed czymś, o czym wiedział, że może się stać. Jutro batalia z rodzicami… ech, niełatwe jest życie nauczyciela, ale ciągle wiem, że to jest to, co powinnam robić…
JEZU UFAM TOBIE…