ON i ja...
rozmyślania zmęczonego belfra...
dodane 2010-11-10 19:39
Czasem zazdroszczą nam tych 18 godzin etatu (choć sam goły etat ledwo wystarcza na życie). Hmmm, tylko nie wiem czemu, w trzy ostatnie dni jak wyszłam rano przed ósmą, wracałam przed dziewiętnastą… ale co tam, było tylko zebranie z rodzicami i dwie konferencje szkoleniowe ;)
Nie, nie narzekam. Wszak przede mną trzydniowa wycieczka z moimi urwipołciami, to mniej więcej 60 godzinny dyżur, w tym dwa nocne. A dla niezorientowanych – za te dni rozliczone zostaną jedynie te godziny, które mam według planu, czyli akurat codziennie 5, a tzw. godziny kartowe (obowiązkowe społeczne – dwie w tygodniu, akurat mam je w poniedziałek i wtorek) będę musiała odpracować w innym terminie :D
Przede mną długaśny weekend – akurat, by „se dychnąć” po ostatnich dniach i nabrać sił przed kolejnymi…
Nie piszę, by się użalać nad sobą. Bo każda praca, jeśli się ją chce wykonać dobrze – wymaga wysiłku, który nieraz będzie niezauważony, a i często niezapłacony. Wiedziałam o tym decydując się na pracę w szkole. Mimo wszystko, lubię pracę pośród dzieciaków, lubię też zmęczona nią wracać do mojego cichutkiego domu. Choć wobec mojej klasy staję się coraz bardziej bezradna…
Panie, bądź ze mną…