ON i ja...

niewidoczne owoce?

dodane 16:41

Od początku września przygotowuję czwórkę uczniów do Konkursu Biblijnego. Udział zawsze jest dobrowolny i biorą w nim udział ochotnicy.

No cóż, od tygodnia już wiem, że dwójka z nich waśnie w terminie konkursu wyjeżdża w ramach programu Comenius do Berlina. A tak w ogóle wytypowana przez nauczycieli języka angielskiego została cała czwórka, ale dwoje z nich wolało wyjazd na wiosnę do Włoch.

Po zwróceniu uwagi organizatorowi wyjazdu, usłyszałam krótkie skwitowanie „no trudno”. Znów zostało mi przypomniane, że angielski ważniejszy od jakiejś tam religii i gdzie moje miejsce w szeregu.

Smutne, bo dzieciaki włożyły już sporo trudu, by poznać zadany materiał. I choć mi przykro, myślę, że to kolejna okazja, by umierać sobie. Powstrzymam się od komentowania i skargi. Zwłaszcza, że dzieciaki też zostały postawione w trudnej sytuacji, były skłonne zrezygnować z wyjazdu. Nie mogłam na to się zgodzić. I nie mam do nich o to żalu, że jadą.

Poza tym mogło być jeszcze gorzej. Mogła wyjechać cała czwórka. Dla mnie to była dodatkowa godzina tygodniowo, dla nich pewno nieco więcej. Może coś z lektury Pisma św. w nich zostanie i jednak ten wysiłek przyniesie jakieś owoce, choć dla nikogo z nas niewidoczne?

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 25.11.2024

Ostatnio dodane