ON i ja...
jak w dłoni dłoń...
dodane 2010-10-31 13:14
Przyszła dziś na Mszę nieco spóźniona, usiadła przy mnie, gdy jej to miejsce wskazałam. Później dołączyła do śpiewających dziewczynek, choć troszkę fałszuje ;) Podczas przekazania znaku pokoju stwierdziła, że mam zimne ręce, na co jej odpowiedziałam - za to mam gorące serce.
Nie było dziś kazania, siostry szarytki z sąsiedniej parafii, w ramach ogłoszeń, opowiadały historię swojego zgromadzenia i Cudownego Medalika. Wtedy wtuliła się w mój bok i wzięła rękę, by mi ją ogrzać. I tak siedziała cały ten czas…
Ile już takich dzieci było? Po odejściu do innych szkół już ich więcej w kościele nie widziałam, choć śpiewać przychodziły chętnie i dość systematycznie. Wciąż borykam się z dylematem, jak przyciągnąć dzieciaki do Jezusa, a nie do siebie? A z drugiej strony dać im nieco ciepła, którego czasem nie dają im najbliżsi? Nie wiem, nie znam odpowiedzi, ani nie mam na to pomysłu. Może po prostu potrzeba więcej modlitwy i oddawania tego Bogu?
Będę nadal robić swoje, nawet gdy zabraknie wsparcia duszpasterskiego, bo tylko taki mam pomysł, choć wydaje się to być kroplą w morzu, a może i jeszcze czymś mniejszym. Choć bycie samotnym żaglem czasem zniechęca i sprawia wrażenie bezsensowności. Może w wieczności zobaczę, że jednak warto było?
Panie, miej je w swojej opiece...