ON i ja...
trudne rozeznanie...
dodane 2010-09-25 08:41
Czasem mam problem z rozeznawaniem sytuacji. Kto mnie bliżej zna, ten wie, jak często nie umiem podjąć decyzji, czy coś jest złe, niewłaściwe, czy ktoś mnie poniża, obraża, czy też tylko to było moje złudzenie, postrzeganie przez pryzmat własnego egoizmu, pychy i wielu życiowych zranień. Wtedy pozostają tylko uczucia, emocje, one w jakiś sposób ukierunkowują moje poznanie. A te przecież są skażone moim grzechem, wadami, wcześniejszymi doświadczeniami, odrzuceniem, samotnością.
Wczoraj ktoś, z kim podzieliłam się moimi rozterkami, powiedział, że on to środowisko, co do którego pojawił się ostatnio we mnie wewnętrzny konflikt, dawno by olał, bo nie narażałby się ciągle na to, by tak na przemian doświadczać odrzucenia, a potem znów oznak sympatii, że coś tu nie gra. Pomyślałam, że to taka zabawa ludźmi, żonglowanie ludzkimi uczuciami. To traktowanie człowieka przez pryzmat pewnych ramek, do których ktoś sobie powrzucał ludzi, a nie dokonuje wysiłku poznania człowieka, poznania prawdy. To traktowanie wszystkich tak, jakby byli tacy sami. Owszem, reagujemy podobnie, ale motywacje możemy mieć różne. Dlatego to samo słowo, ten sam czyn u różnych ludzi może wynikać z zupełnie innych powodów.
Przy mojej wrażliwości uczuć, niestety taka sytuacja wprowadza spore zamieszanie. Myślę, że jej problemem jest prawda, której poszukuję i którą chcę rozeznać. A te zmienne przesłanki ze strony innych i moje miotające się między pozytywem a negatywem uczucia, po prostu ją zaburzają.
Miotam się między złością, a usprawiedliwianiem. Szukaniem pozytywów, gdy uczucia zostały zranione. Wpojone we mnie wartości chrześcijańskie często są hamulcem, ale to one też wprowadzają pewien myślowy zamęt. Bo zaczynam reagować tak jak powinnam teoretycznie, a nie jak odczuwam. Tak jak o tym mówi Pan Jezus, ale robię to po to, by przekonać samą siebie, że jestem w porządku. Zagłuszam w ten sposób prawdę o sobie. Np. jako osoba wierząca nie powinnam kogoś nie lubić. Myślę, że prawda wymaga przyznania się przed sobą i Bogiem do tego, że np. kogoś nie lubię, niż udawać, że jest inaczej. Bo to prowadzi do słownych deklaracji czegoś wbrew uczuciom i temu, jak naprawdę jest. A czymże to jest jeśli nie zakłamaniem? Potem się przekonuje innych o swojej cierpliwości, o tym, że się wszystkich lubi, a działania są sprzeczne. To także stanowi trudność w postrzeganiu prawdy.
Tak i ciągle nie wiem, jaką dziś podejmę ostatecznie decyzję. Spróbować stanąć ponad to, co czuję?
Pomóż mi, Panie być sobą. Bym umiała stanąć ponad lękiem, ponad tym, co inni o mnie myślą, ponad moimi wyobrażeniami, złością, niezrozumieniem, ponad zranieniami i poniżeniem. Chcę żyć w prawdzie, pomóż mi wyrwać się z własnych iluzji i naucz mnie patrzeć na innych z miłością i wyrozumiałością dla ich słabości…