szkolne zamyślenia
poszkolnie katechezowo ;o)
dodane 2010-09-03 15:43
Szkoda, że najwięcej do powiedzenia w sprawach katechezy w szkole mają ci, którzy w ogóle, albo niewiele jej zakosztowali z tej drugiej strony. Zmieniły się czasy i na katechezę przy parafii również przyszedłby kryzys, co do tego nie mam wątpliwości. Myślę, że dziś salki byłyby puste. Bo kryzys rodziny, czy Kościoła, to nie wina katechezy w szkole. On nastąpiłyby również wtedy, gdyby katecheza odbywała się w salkach.
W szkole coraz częściej rodzice mają odwagę wypisywać dziecko z religii. To dla mnie uczciwsza (choć nie zawsze, bywają rożnie okoliczności) postawa. Bo spory problem upatrywałam w tym, że niektórzy zapisaniem dziecka na religię uspokajali własne sumienie, że nic ich wierze nie brakuje (sic!). Wolałabym jednak, by rodzice w takiej sytuacji w ogóle nie zapisywali dziecka, to byłoby jeszcze uczciwsze. A tak, wypisując, muszą na coś lub kogoś zwalić, np. na katechetę ;) , że za dużo wymaga, zamiast przyznać się, że z ich religijnością , wiarą jest coś nie tak
Nie jestem specem i znawcą w wielkich sprawach. I nie wiem, czy byłabym w stanie zmienić sposób prowadzenia katechezy, gdyby jakiś odgórny program, projekt ukierunkował katechezę na misyjność, ewangelizację, czy jeszcze jakąś tam inaczej nazwaną ideę. Pewno nie. Jedynie mogłabym zmienić program nauczania, który wymyśliliby mądrzejsi ode mnie. Wybierając obecny program, szukałam takiego, który byłby mi najbliższy.
A dlaczego widzę szansę w katechezie w szkole? Bo sporo osób, zwłaszcza tych, którzy w rodzinie o Bogu nie mają szans słyszeć, cóż dopiero wiedzieć o modlitwie, sakramentach, ma okazję przynajmniej usłyszeć o tym na katechezie w szkole. Kto wie, czy dotarliby do salek? I być może kiedyś w życiu, gdy będzie im ciężko, źle, napotkają na jakąś trudność, cierpienie, dotknie ich jakaś tragedia, może dopiero za lat kilkadziesiąt, przypomną sobie, że kiedyś jakiś katecheczyna wspominał, że jest Ktoś, kto ich kocha i przebaczy każdy grzech.
Tak, chciałabym, by moi uczniowie to przynajmniej zapamiętali. Często zresztą im powtarzam, że choćby nie wiem, jakie zło popełnili, ON im wybaczy, jeśli tylko tego sami będą chcieli, bo kocha bezgranicznie każdego.
I tak jak są słabi, marni księża, dziennikarze, lekarze, tak zapewne wśród katechetów można takich spotkać. Tylko nie wiedzieć czemu na tę grupę społeczną zwraca się szczególną uwagę. A gdzie w tym wszystkim jest zawierzenie, modlitwa, oddanie Bogu? Przecież: “nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg.” 1 Kor 3,7
I jedno wiem, gadałam dziś 6 razy to samo, dostosowując się do różnych poziomów, ledwo mówię, ale jestem szczęśliwa. Bo kocham to, co robię i te wszystkie dyskusje, a raczej mędrkowanie będą mnie wkurzać ;)