dobry katecheta...
dodane 2010-08-24 14:53
Właśnie wróciłam od lekarza, który zasugerował, bym sobie wzięła urlop zdrowotny. No cóż, prawie od połowy kwietnia nie było mnie w szkole, z małą przerwą w maju, więc nie za bardzo mi się to uśmiechało. Odmówiłam. Mam trudną klasę i widzę, że moja nieobecność jest z tego powodu niewskazana. W nauczaniu początkowym stale zmieniał się im wychowawca. Nie chcę, by to samo powtórzyło się teraz. I tak prawie 3 miesiące musiał ich ktoś inny prowadzić. Tak rozeznaję ja tę sytuację. Dlaczego o tym piszę? Bo nie wiem, jakim jestem wychowawcą, katechetą i co jest wyznacznikiem tego, czy ktoś jest dobrym czy złym w swoim fachu. A może lepiej byłoby, bym poszła na urlop? Czy dobrze i właściwie wybieram? Nie wiem. Postępuję, jak uważam za słuszne.
Czytam dzisiejszy komentarz ks. A. Stopki. Oczywiście całym sercem jestem za katechezą w szkole, choć widzę wiele felerów. Jednak ciągle słyszę, że coś trzeba, a nie słyszę w jaki sposób. Co to znaczy ewangelizować w szkole? Co znaczy, że „szkoła w Polsce powinna być dla Kościoła zwyczajnym miejscem duszpasterstwa i terenem misyjnym.”? Chciałabym usłyszeć konkret i odpowiedź na pytanie: w jaki sposób, a nie że trzeba. To wszyscy wiedzą. Tak jak wiedzą, że trzeba żyć wg przykazań. To jednak za mało, by umieć według nich żyć.
Na rekolekcjach dostałam wiele wskazań. Ale czy to znaczy, że będę umiała je wcielać w życie?
Myślę, że to, jakim kto jest katechetą, kapłanem, mężem i żoną, pracownikiem w dużej mierze zależy od predyspozycji, ale również od tego, jakie miejsce w ich życiu zajmuje Pan Bóg, od zawierzenia się Jemu.
Można być, na pozór wydawać by się mogło, przeciętnym katechetą. A Bóg dając wzrost, którego nie zobaczymy, sprawi, że owoce w życiu tych młodych ludzi pojawią się za lat 10, 20, 30… I na odwrót. Można być świetnym katechetą, mieć natychmiastowe owoce, ale jeśli to jest celem samym w sobie, by było pięknie, to może się okazać, że to tylko pozorne owoce. Bo pracą swoją skupia innych tylko na sobie, a nie na Bogu.
Rekolekcjonista czytał nam rożne teksty mądrych ludzi skierowane do kapłanów, zmieniał tylko słowo kapłan na katecheta. Dlatego wskazania z poprzedniego wpisu odnoszące się do kapłana, myślę, że doskonale można użyć wobec katechetów. A to jakim ktoś jest kapłanem, katechetą zależy od formacji, świadomości, zżycia się z Bogiem.
To zależy naprawdę od wielu czynników. I chyba nie sposób ich tu wszystkich wymienić. I nie wystarczy powiedzieć, że coś trzeba. Bo trzeba poznać każde środowisko w sposób indywidualny. Zwłaszcza, że każda sytuacja, szkoła, każdy katecheta jest inny i nie można generalizować rozwiązań. To, że mam kochać uczniów, ewangelizować, kierować ku Bogu, to wiem. Tyle, że to wszystko zależy od tego, na ile będę umiała się otworzyć na Boga i Jemu pozwolić działać, a na ile będę opierać się na sobie samej. A tego człowiek uczy się każdego dnia. A to po prostu najzwyklejsze dążenie do świętości.
Jeśli Bóg będzie na pierwszym miejscu - wszystko inne również będzie na właściwym miejscu.