jeszcze jeden głos... (myślę, że ostatni)
dodane 2010-08-13 09:29
Jeszcze jeden głos w sprawie ostatnich wydarzeń. Nie jestem politykiem, choć mam swoje poglądy. I wiem, że nie ma idealnych kandydatów na polityków, bo nikt, jako i ja, nie jest jeszcze święty. Każdy z nas popełnia błędy i na jakimś odcinku odkrywa się jego słabość.
Jednak pełną premedytację i wyrachowanie zauważam w działaniu mediów. Nie wierzę im. Choćby wczorajsze doniesienia. W TVP słyszałam kilkakrotnie wypowiedź pana Deresza, raz telefoniczną a drugi raz przed kamerami i słyszałam zupełnie inną wypowiedź w sprawie tablicy upamiętniającej katastrofę, niż podaje za PAP info.wiara.pl.
Dlatego trudno wyrobić sobie pogląd na sprawę krzyża, bo media zafałszowują ją na swój własny użytek. Miałam okazję poobserwować, jak ewaluowały relacje nt. manifestacji na placu w nocy z dn. 9 na 10 sierpnia. Rano były pełne oburzenia, wieczorem mówiono już o incydentalnych przypadkach agresji i to na tym samym programie. Pośród obrońców krzyża byli i fanatycy i trzeźwo myślący ludzie. W zależności czyje wypowiedzi lansowano taki dawano nam obraz tych ludzi ii ich poglądów.
Czy byli zmanipulowani? Nie sądzę, że u początku, później mogli poczuć się wspierani wypowiedziami, komentarzami. Myślę, że zostali po prostu sprowokowani decyzją i sposobem jej przekazania. Walczyli o swoją tożsamość, o pamięć tych co zginęli, o to, co się działo po katastrofie w tym miejscu. Sytuacja eskalowała, bo zaczynały grać emocje i ambicje (to także nasza słabość), na które wpływały kolejne wydarzenia i komentarze. Zarówno politycy, TVP i także ludzie Kościoła w swoich wypowiedziach próbowali pokazywać ich jako ludzi zmanipulowanych. Tutaj mam jednak wątpliwość. Największą winą obarczyłabym media i dziennikarzy, że tak tę sytuację wykreowali.
I nie popieram tego, że do walki politycznej został wplątany krzyż, ale widzę w tym prowokację jednych i wykorzystanie tego, co się stało przez drugich. Motywacje obrońców krzyża były inne, niż później próbowano to nam wmówić, ale dali się sprowokować. A potem już zagrały ambicje. Jakby nie ciągle nas niesatysfakcjonujący, pełen tajemniczości sposób wyjaśnienia sprawy smoleńskiej – pewno też wszystko wyglądałoby inaczej.
I dobrze, że finalizuje się ten konflikt (choć są jeszcze uparci, bo sposób wmontowania tablicy nie był fair - ufam jednak, że w końcu spasują).
W moim życiu jest przecież tak samo - potrzeba ustępstw czasem wbrew moim pragnieniom, ambicjom, a czasem dla większego dobra, i własnym przekonaniom.
A kto wie, może był potrzebny, by pokazać nam wierzącym, że za niedługo możemy się liczyć z coraz większą ingerencją w obecność krzyża w publicznej przestrzeni ze strony przeciwników, co do istnienia nie możemy mieć już dzisiaj wątpliwości…