ON i ja...
trwać na modlitwie...
dodane 2010-08-03 17:06
Wybrałam się dziś na zakupy, bo trzeba było postarać się o jakieś prezenty urodzinowe. Cała moja najbliższa rodzina ma w jednym tygodniu urodziny ;)
Kiedy stałam już przy kasie (nie było tłumów) okazało się, że świeczki nie mają kodu kreskowego, który umożliwia wbicie ich ceny na kasę. Ponieważ bardzo mi na nich zależało (stanowiły bowiem jeden z elementów prezentu), zdecydowałam się poczekać. Zajęło to chyba z 10-15 minut, zanim nadeszła odpowiednia osoba, która zabrała świeczki i powędrowała z nimi tam, skąd je wzięłam, czyli na drugi koniec sklepu i wróciła z kodem. Wszyscy byli podenerwowani, zwłaszcza ci, którzy wyłożyli już swoje zakupy na taśmę.
Żyję w takim pośpiechu, gonitwie, że nawet dziś, kiedy czas mnie nie gonił, czułam w tej sytuacji podenerwowanie. Ta atmosfera się udziela wtedy, gdy trzeba na coś zaczekać. Dziś przecież wcale mi się nie śpieszyło. Miałam czas. Ale moje myśli krążyły wokół tego, co za chwilę chcę zrobić, a to wprowadziło pewne zniecierpliwienie.
Czyż nie podobnie jest z moją modlitwą? Zabierając się do niej, tak właściwie myślę, co zrobię, kiedy ją skończę, co ewentualnie przeczytam. Nie potrafię zająć się w danym momencie tym, co naprawdę robię. Jak siedzę, to myślę o tym, że zaraz wstanę, jak stoję - o tym, gdzie pójdę, jak idę - o tym, co zrobię, jak przyjdę. Tak naprawdę nie skupiam się na danej czynności w chwili, gdy ją wykonuję, a raczej na tym, co zrobię jak ją skończę. To wprowadza nerwowość i zniecierpliwienie i chyba często jest przyczyną rozproszeń na modlitwie. Bo przecież coraz częściej się na tym łapię podczas modlitwy, adoracji czy Mszy św.
To rzeczywiście jest trudne, by wtedy, gdy staję na modlitwie, naprawdę się modlić…