ON i ja...
ocena czy osąd?
dodane 2010-07-30 11:13
Żyjąc pośród ludzi nie mam możliwości, by nie obserwować i nie wyciągać z tych obserwacji wniosków. I tu pojawia się trudność, bo jak oddzielić rozsądną ocenę od osądzania? Nie wiem, zawsze to stanowiło mój problem.
To chyba zależy od moich wewnętrznych oczekiwań i od tego, czy kogoś lubię, czy mi na kimś zależy, czy też postrzegam go jako swojego wroga, albo z jakichś innych egoistycznym względów po prostu go nie lubię. I zazwyczaj osąd pojawia się wówczas, gdy mój stosunek do osoby jest negatywny. Jest całe gro ludzi, co do których mam stosunek emocjonalnie obojętny i wtedy nie pojawia się pokusa osądu, a raczej jest to rzeczowa ocena. Osąd pojawia się wtedy, gdy chcę dowieść, że ktoś jest zły, chcę uwodnić, że moja ocena jest właściwa.
Właśnie wczoraj uświadomiłam sobie, że cenię ludzi, którzy potrafią wobec samych siebie stanąć w prawdzie i mimo iż weszli mi za skórę z jakichś tam względów, albo postrzegam czasem ich postawę negatywnie, to szanuję ich za to, że potrafią przyznać się do swoich słabości. Taka postawa wzbudza moją ufność i łatwo mi wtedy wybaczyć i zweryfikować swoją ocenę (osąd?). Niepokój, a zarazem pokusę osądu budzi we mnie fałsz. A ten, niestety wyczuwam. Ta nieufność rodzi czasem mieszane uczucia. Taką niepewność postaw i tego, czego mogę się spodziewać
I coraz bardziej jestem przekonana, że zbytnie wejście w netowe kontakty, budowanie relacji przez net bardzo sprzyja temu zakłamaniu. Net daje ogromną możliwość kreowania siebie, znacznie większą niż real, bo tu tej możliwości też nie wykluczam. Kontakt wzrokowy, możliwość natychmiastowej reakcji weryfikuje w znacznym zakresie fałsz. Moje doświadczenia kontaktów z reala i z netu w dużym stopniu tę tezę potwierdzają. Ale to wywód na inną okazję ;)