ON i ja...
jak zwykle zaskoczył mnie...
dodane 2010-07-20 21:12
Bóle, stan podgorączkowy, ogólne rozbicie sprawiły, że łamałam się, czy iść dziś na Mszę św. Wzięłam tabletki i po jakimś czasie zdecydowałam się pójść. Starając się w wakacje o nieco ruchu, wybrałam się pieszo do sąsiedniej parafii.
Najpierw zdziwiłam się sporą ilością ludzi, potem zauważyłam, że ministranci przygotowują krzyż, akolitki, Ewangeliarz, usłyszałam jakieś strojenie fletu. No tak, coś się na tej Mszy będzie specjalnego działo. A chciałam być na krótkiej Mszy…
To jeden z wikarych miał urodziny. Jest dopiero tu od roku. I znów mogłam się przekonać, dlaczego tak lubię tę parafię. Życzenia z humorem i śmiesznymi prezentami, takimi odkrywającymi „słabości” solenizanta, spontaniczność, serdeczność i otwartość. Ale co najważniejsze, podkreślanie przez proboszcza szacunku stanu kapłańskiego i szczególnego wybraństwa. To naprawdę mnie zawsze utwierdza o wielkości tego człowieka. Bo mówić o ważności kapłaństwa będąc zarazem tak pokornym to niezwykły i szczególny dar.
Mimo wakacji odprawiali wszyscy kapłani z tej parafii. Ta radość i serdeczność, zawsze mi się tu udzielają. A ogromny szacunek i celebracja Eucharystii i Kapłaństwa, pomogły mi zapomnieć o złym samopoczuciu. Nawet nie czułam, że Msza trwała godzinę, a panująca na niej atmosfera pozwoliła mi „dotknąć” Tajemnicy . Nie czułam pośpiechu i rutyny, dla mnie to bardzo ważne, bo pomaga w świadomym udziale w tej najważniejszej modlitwie.
To znów potwierdza, że przełamywanie słabości, zniechęcenia, Pan Bóg rekompensuje w zaskakujący sposób.