ON i ja...
poddać się JEMU...
dodane 2010-06-17 09:02
„Bądź wola Twoja” powtarzam nawet kilka razy dziennie. Z jaką świadomością jednak wypowiadam te słowa? Moje niezadowolenie, jakiś dołek biorą się właśnie z tego, że tak do końca trudno mi zaufać Jego woli, trudno mi zaakceptować Boży scenariusz.
Ostatni czas pokazał, że poddanie się Jego woli, zwłaszcza w sytuacjach dla mnie niedogodnych, które całkowicie odbiegają od moich pragnień, oczekiwań, może przynieść pokój, a nawet radość. On daje znacznie więcej niż to, czego ja chcę, do czego czasem z takim uporem i za wszelką cenę zmierzam. I dał...
Wtedy dopiero dostrzegam nowe horyzonty i widzę, że dawne pragnienia to były zwyczajne śmieci. To nie nowe odkrycie, co jakiś czas łapię się na tym samym. Dlaczego nie wyciągam wniosków na przyszłość? Dlaczego po raz kolejny pcham się tam, gdzie mnie nie chcą, w sprawy, które nie są dla mnie? Bo kieruję się wyłącznie własną wolą, bo za mało ufam, za mało kocham.
Póki poddawanie się Jego woli nie stanie się dla mnie rzeczywistym pragnieniem, póty będę ponosić porażki (choć sukcesy wcale nie świadczą o tym, że wypełnia się Jego wola, a poniesienie porażki może okazać się Jego wolą). Póki nie przełożę teorii, którą dobrze znam, na konkretną postawę życiową, póty będę się po raz kolejny boleśnie przekonywać, że Jego plan jest o wiele lepszy od mojego.