ON i ja...
inne spojrzenie i wcale nie nowe...
dodane 2010-05-09 09:57
Nie sądziłam, że jest możliwe inne patrzenie na to, co wokół, a także i we mnie. Nie przypuszczałam, że może być ono źródłem pokoju, a nawet radości. Miniony tydzień, nie z własnej zasługi, a z Bożej Łaski, był właśnie takim czasem.
Kolejna rocznica śmierci O. Sylwestra, która przypadła dokładnie jak wtedy (6 lat temu) w I czwartek miesiąca, nie wzbudziła już we mnie smutku, żalu i rozgoryczenia.
Biały Tydzień dzieciaków dał mi tyle radości. Przez cały tydzień przychodziły z całymi swoimi rodzinami, byli i tatusiowe i mamusie, nawet rodzeństwo. Wszyscy razem podchodzili do ołtarza, by przyjąć Jezusa do swego serca. To naprawdę było budujące. Nawet podbudowali mnie franciszkanie w mojej parafii ;)
I choć tak właściwie nic się wokół nie zmieniło, to jednak było jakoś inaczej.
A więc można być szczęśliwym nawet wtedy, gdy nie ma się tego, co by się chciało mieć, gdy nie widzę wielkiego postępu w swoim życiu, gdy doświadczam ciągle tych samych słabości, ze strony innych też, gdy coś nie dzieje się po mojej myśli, gdy ktoś rani, gdy przede mną tyle niezałatwionych spraw i niepewność oczekiwania.
Gdzie tkwi tego stanu źródło? Nie wiem. Być może jutro się skończy…
Jednak na wskutek tych przeżyć, zrodziła się we mnie refleksja, że trzeba zacząć zabiegać o te najdrobniejsze spawy codziennego życia i zacząć się nimi cieszyć. Cieszyć się Bożym obdarowaniem, tym, co mam, a nie dołować się tym, czego nie mam. Zauważyć, ile od Boga otrzymałam. A nie żyć iluzorycznymi pragnieniami, które i tak nie mają szans się spełnić. One jedynie przynoszą poczucie odrzucenia, zapomnienia, samotności. Powodują frustracje i niezadowolenie, a także rodzą postawę roszczeniową i pretensjonalność wobec tych, co do których mamy jakieś oczekiwania.
Może to wszystko brzmi jak jakiś slogan… ale chyba warte jest przyglądnięcia się i błagania, by ON nadal pomagał w ten sposób patrzeć na życie…