a ON jest tuż obok mnie...

dodane 00:04

(To komentarz sprzed roku. Dziś napisałabym go inaczej, zwłaszcza w kwestii lęku,

który się we mnie uciszył i uspokoił)

„W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości.” 1 J 4,18. Św. Jan zwraca dziś uwagę na to, w czym tkwi źródło lęku. To brak miłości jest jego przyczyną. Dobrze znam uczucie lęku, często mi towarzyszy. Pojawia się, gdy odkrywam kolejną swoją słabość, która obnaża prawdę o mnie. Dlaczego? Bo brakuje mi wiary w Bożą miłość, bo obawiam się, że może nie zasłużę na nią. Nie wierzę, że Bóg taką może mnie kochać? A On przecież właśnie taką mnie kocha! Kocha z moją słabością i grzechem, kocha z całą moją nieudolnością i bezradnością. Ciągle zapominam, że wybaczy, gdy Go o to poproszę, gdy okażę Mu skruchę. Zapominam, że zna prawdę o mnie i ona nie zmieni Jego miłości. On czeka na mnie, bym ze swym lękiem do Niego przyszła. A ja zamiast oddać go w Jego ręce, gmatwam się w tym stanie, usiłując sama sobie z nim poradzić. Niepokój i lęk pojawiają się również, gdy muszę sprostać trudnym sytuacjom. Próbuję oprzeć się na sobie samej, bo nie ufam Bogu. Powątpiewam w Jego moc i w to, że On może wszystko.

W takim razie jaki jest Bóg, w którego wierzę? Przenoszę na Niego obraz kogoś, kto jest bezsilny, kto nie wybacza, obraża się i nie ma mocy, a nawet kocha niewiele. Skoro wyznaję wiarę w takiego ‘boga’, to jak mogę się dziwić, że tak często pojawia się lęk, że nie próbuję oprzeć na Bogu swojego życia. Za mało we mnie ufności, a zbyt wiele skupiania się na własnej osobie. Nie żyję Bogiem na co dzień, nie zauważam Jego obecności. Usiłuję swoimi siłami zmieniać siebie, sama pokonać słabości i trudności. A przecież nie wypracuję w sobie pokoju, radości jakąś techniką, czy zasługą. Bo to może jedynie zdziałać łaska Boża. Doświadczając własnych ograniczeń powinnam z ufnością przychodzić do Jezusa, by to On wyrwał mnie z koncentrowania się na sobie samej i przemieniał.

Apostołowie, mimo iż byli świadkami cudu rozmnożenia chleba, gdzie doświadczyli mocy Jezusa, w chwili, gdy zastała ich na jeziorze burza, próbowali sami uporać się z tą trudnością. „Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć.” Mk 6,48. Jezus przyszedł wyraźnie, by im pomóc, dlaczego w takim razie chciał ich minąć? Apostołowie chcieli oprzeć się na samych sobie? Czyż w moim życiu nie jest podobnie? Nie proszę Jezusa o pomoc, bo swoimi siłami staram się uporać z trudnościami. A On stoi tuż obok mnie i czeka. Czeka, by Go zauważyć, by Go zaprosić do swojego życia. Może właśnie dlatego tyle we mnie lęku? Apostołowie również nie rozpoznali Jezusa, zaczęli krzyczeć i zatrwożyli się (por. Mk 6,49-50a). Mimo to, Jezus ogarniający Apostołów swoją wielką miłością, nie pozostawił ich samym sobie. Przechodząc obok, chciał ich minąć, ale stał się dla nich widoczny: „Lecz On zaraz przemówił do nich: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się! „ Mk 6, 50b. Te słowa kieruje dziś również do mnie. Czy Mu zaufam? Czy oprę się na wyłącznie na Nim?

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane