kolejny zmarnowany adwent?
dodane 2009-12-11 21:22
Cieszę się, że ten komentarz przypadł mi właśnie na 12 grudnia we wspomnienie
Najświętszej Maryi Panny z Guadalupe
Była sobota tuż przed wschodem słońca. Szedł do odległego ok.. 15 km od jego domu miasta, aby uczestniczyć we Mszy św., gdy u stóp wzgórza Tepeyacac usłyszał wołający go głos. Poszedł w jego kierunku. Odczuwał wielką radość i nie bał się. Naprzeciw niego stała Piękna Pani, zapytała go dokąd idzie. Ujrzał, że jest niezwykłej wielkości, ubrana w piękne szaty, które błyszczały jak słońce, a miejsce, w którym stała było otoczone jakby blaskiem drogocennych kamieni. 51 letni Juan Diego pokłonił się i odpowiedział na Jej pytanie. Ona zaś oznajmiła mu, że jest Świętą Maryją, Matką Boga. Poprosiła, by przekazał biskupowi, żeby w tym miejscu wybudowano kościół na Jej cześć. Posłusznie wypełnił polecenie Maryi. Biskup jednak odesłał go. Prośba nie została wysłuchana. Jeszcze trzykrotnie kierowała ją do Juana tam, gdzie spotkał Ją po raz pierwszy. W końcu biskup zażądał znaku. Juan Diego powtórzył to żądanie Maryi i na Jej polecenie w miejscu, które wskazała nazbierał róż do swojego płaszcza. Kiedy je rozrzucił przed biskupem, na szacie, w której były kwiaty, ukazał się wizerunek Najświętszej Panny. Ten sam, który dziś można oglądać w Tepeyac, określanym jako Guadalupe. Na widok wizerunku i róż biskup upadł na kolana, błagając o przebaczenie, że nie spełnił od razu prośby Maryi. Potem zdjął szatę Indianina i zaniósł ze czcią do kaplicy. Na prośbę biskupa Juan Diego został w pałacu, a nazajutrz udali się razem tam, gdzie Piękna Pani życzyła sobie, by powstał kościół. Był rok 1531.
Czasem i my, podobnie jak biskup Meksyku, czekamy na jakiś znak. Czekamy na odpowiedni czas, na właściwe warunki, by coś w swoim życiu zmienić. Może i na jakąś szczególną interwencję i wydarzenie. Odkładamy to, co istotne, bo ciągle mamy ważniejsze sprawy. Może nie widzimy znaków dawanych nam przez Boga, bo właśnie popadliśmy w wir świątecznych przygotowań, do których zachęcają nas witryny sklepowe i telewizyjne reklamy. Spędzamy czas pomiędzy półkami supermarketów i na porządkowaniu swojego mieszkania. To ważne, by zewnętrznymi przygotowaniami wspomóc przeżywanie świąt. Czy jednak nie przegapimy w ten sposób czegoś, co najistotniejsze i najważniejsze? Czy w tym wszystkim już nie zagubiliśmy Jezusa, który przychodzi, by przemienić nasze serca? Czy mamy czas i dla Niego? Czy razem z Nim przeżywamy to adwentowe czuwanie? A może będzie to kolejny adwent, w którym Go nie zauważymy?
"Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał" Mt 17,12. Żydzi nie rozpoznali wypełniających się na ich oczach proroctw. Nie zauważyli, bądź nie chcieli zauważyć, że czas się wypełnia. Było im to niewygodne? A może obawiali się, że trzeba byłoby zmienić swoje dotychczasowe życie? Zrezygnować ze swoich przyzwyczajeń, z wygodnej egzystencji? A ja? Czy przypadkiem w ten sam sposób nie marnuję danego mi czasu adwentu? Czy i ja nie dokładam starań, by Syn Człowieczy cierpiał?