luźne zapiski
to już ostatnia piosenka...
dodane 2009-08-15 10:19
Dziś już ostatnia piosenka SDM, tym razem ze słowami Edwarda Stachury. Jakoś bliska mi jest jego poezja, często oddaje moje odczuwanie... uważany za chorego psychicznie, może i we mnie coś jest nie tak...
i chyba na jakiś czas pożegnam ten świat netowych iluzji, kreowania siebie na kogoś, kim się nie jest, krętactw i tłumaczeń, używania asekuracyjnych słówek, by zatuszować prawdę, a jednak by komuś dopiec, wykazać słabość, a potem się tego wyprzeć, przekazywania jakichś informacji pod płaszczykiem innych, w sposób, by się wtajemniczeni zorientowali, by wzbudzić czyjąś zazdrość, celowego wpływania na wyobraźnię, by kogoś zabolało...
...znów jestem tym światem coraz bardziej zmęczona, ja chcę prawdziwego świata, chcę poznania prawdy...
Jak długo pisana mi jeszcze włóczęga?
Ech gwiazdo - ogniku ty błędny mych dni.
Spraw, by skończyła się wreszcie ta męka.
I zapędź, do czułych zakulaj mnie drzwi!
Lecz gdzie jest ten dom, jak tam idzie się doń?
Gdzie jest ta stanica, gdzie progi te są?
Tam most jest na rzece, za rzeką jest sad;
Tam próżnia się kończy, zaczyna się świat!
Lecz gdzie rzeka ta, gdzie rzucony jest most?
Gdzie sad ten jest biały, jabłonki gdzie są?
Na drzewach owoce i strąca je wiatr,
Do kosza je zbiera ta ręka jak kwiat.
Te strony gdzieś są, gdzieś daleko za mgłą,
Więc idę i dalej przedzieram się wciąż.
Zbierają się ptaki, ruszają na szlak,
Już lecą, wprost lecą, nie błądzą jak ja.Jak długo pisana mi jeszcze włóczęga?
Ech, gwiazdo - ogniku ty błędny mych dni.
Spraw, by skończyła się wreszcie ta męka,
I zapędź, do czułych zakulaj mnie drzwi!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z twórczością Edwarda Stachury nie zetknąłem się w szkole. Ówczesne władze oświatowe lansowały bowiem inne kanony piękna w literaturze. Na trop Mszy Pogańskiej, poematu ukrytego przez Steda w zbiorze Dużo ognia i tak dalej, wpadłem na imprezie towarzyskiej w 1983 roku. Studiująca skandynawistykę Małgosia Cymerys - rówieśnicza miłośniczka śpiewu, poezji i białej wódeczki - podsunęła mi dyskretnie tę książkę, odmieniając nieodwracalnie moje życie. Wszystko zatem wzięło się z przypadku. Spontanicznie powstawały pierwsze piosenki, które wykonywałem akompaniując sobie na gitarze, przy każdej nadarzającej się okazji. Najchętniej w macierzystym akademiku. Coraz częściej zaś w duecie z Andrzejem Sidorowiczem - przyjacielem z ogólniaka. Nieco później, w rozszerzonym do kwartetu składzie zaczęły się popisy estradowe, jak kraj długi i szeroki. Tym sposobem trafiliśmy ze Stachurą pod przysłowiowe strzechy. Śpiewano nas wszędzie. Na rajdach, przy ognisku, w schroniskach, a nawet w przejściowych obozach dla azylantów. Po dziś dzień publiczność domaga się na koncertach Cudnych manowców, Wrzosowiska czy Madame, więc ryczymy wciąż na cały regulator: Znim będziesz szczęśliwsza albo Ruszaj się Bruno, idziemy na piwo. I dobrze nam tak! Piosenkami poety zapełniliśmy szczęśliwie kilka sympatycznych płyt. Całkiem niedawno odwiedziłem Stachurę na Wólce Węglowej. Po raz pierwszy - dopiero teraz, po latach. Stojąc przy grobie zauważyłem, że w tym roku skończyłby 70 lat. Odtąd nie daje mi spokoju uporczywa myśl, aby ten fakt w jakiś artystyczny sposób zaakcentować. Uczcić i odświeżyć pamięć o wiecznie żywym, wiatrem podszytym Stedzie...Krzysztof Myszkowski