pamiętam...
pan Andrzej...
dodane 2009-07-30 07:17
Od zawsze, odkąd sięgam pamięcią, tam był. Opiekował się zakrystią i robił to z taką prostotą i skromnością, że śmiało o wszystko umiałam go spytać. Wciągał mnie w ten sposób w tajniki rożnych zakamarków tego miejsca. Wiedziałam, gdzie co jest. Gdzie i jak włączyć mikrofony, które światła zapalić, jak przygotować potrzebne rzeczy do Mszy, gdzie znaleźć młotek, nożyczki czy pinezki. To miejsce nie kryło przede mną tajemnic. Zwłaszcza podczas prób jasełek ta wiedza bardzo się przydawała. Przychodziłam tam raz do roku z moimi „Wcześniakami”, on chętnie przed nimi otwierał szafki, pokazywał, co kryją różne miejsca.
Rok temu diagnoza, którą usłyszał była dla nas wszystkich wstrząsająca – nowotwór z licznymi przerzutami.
Po raz pierwszy w tym roku szkolnym nie było go, gdy oprowadzałam po zakrystii „Wcześniaków”, nie było go w dniu ich I Komunii św., czułam ten brak…
Dokładnie rok minął od postawionej diagnozy…
Wczoraj modlitwa przy jego trumnie… dzisiaj pogrzeb… daj mu Panie, radość wieczną… teraz już jest bliżej Ciebie...