ON i ja...
skała lita czy sypka?
dodane 2009-06-25 14:53
(Mt 7,21-29)
Bóg stale jest przy mnie obecny. Jak często, w ciągu dnia, uświadamiam to sobie? On jest, tylko ja tego nie widzę, nie pamiętam o tym. Gdyby był w moim życiu najważniejszy, nie miałabym problemu, by wszystko, czym się zajmuję na co dzień, miało odniesienie do Jego obecności. Tak tylko potrafią żyć święci. A przecież i ja jestem do świętości powołana. Dlaczego nie żyję tym pragnieniem? To, że wiele o Bogu mówię, pamiętam o przykazaniach i o modlitwie, wcale nie oznacza, że żyję Bogiem. „Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.” Mt 7,21.
Owszem, moje życie obraca się wokół Boga, ale to ja odgrywam w nim główną rolę. Bóg jest tłem dla moich poczynań. Czasem może to być nawet bardzo przydatne i wygodne. Wzbudzam w sobie intencję, że robię coś dla Boga, ale faktycznie nie interesuję się Nim za bardzo. Traktuję Go wtedy jak ozdobnik, którym można się poafiszować przed innymi. Wtedy też można dobrze przed nimi wypaść, zaimponować swoją religijnością.
Myślę, że gdyby Bóg pojawił się w moim życiu jako pierwszy, coś musiałoby się zamącić, coś musiałoby runąć, coś musiałabym wreszcie w sobie zmienić, z czegoś zrezygnować. Nie miałabym takiego 'spokoju', takiego komfortu, jaki daje mi kompromis.
Moja łączność z Bogiem jest możliwa, jeśli oprę się wyłącznie na Nim, jeśli On będzie fundamentem, na jakim się wznosić będą wszelkie moje poczynania, jeśli On będzie dla mnie najważniejszy. Jezus w dzisiejszej Ewangelii zachęca do budowania na skale. To On jest tą Skałą. Buduję na niej, gdy jestem konsekwentna w swojej wierze i żyję zgodnie z tym, w co wierzę. „Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale.” Mt 7,24.
Jak często w ciągu dnia uświadamiam sobie, że Bóg jest przy mnie, że Jemu wszystko zawdzięczam, że Jemu powinnam podporządkować swoje życie? Odpowiedź wskaże, jakie miejsce w moim życiu tak naprawdę Bóg zajmuje i czy rzeczywiście na Nim opieram swoje życie, czy na Nim je buduję i czy mi na tym zależy.
To słowa z zeszłorocznego rozważania do dzisiejszej Ewangelii (troszkę zmienione). Przypadek? Jasne, że nie. Wczoraj zakończyłam książkę Pelanowakiego „Umieranie ożywiające…”. Ze dwa lata się z nią męczyłam. W Zakończeniu jednak przeczytałam:
„Przez całe życie szukamy kogoś, kto by dał nam szczęście. O Bogu raczej w ten sposób nie myślimy. W ogólnej świadomości jest to Ktoś daleki i niezmiernie nudny, zmuszający do równie nudnych zajęć, jakim są np. czynności liturgiczne. Większość z nas nie kocha Boga, tylko ubóstwia kochanie. Jest to katastrofalna pomyłka i zdaje się, że na nią też nabrali się Adam i Ewa!
(… ) Tym Jedynym Człowiekiem, o którym tak naprawdę marzymy jest On – Jezus Chrystus. Jeżeli pokładasz w człowieku całą swoją nadzieję i myślisz, że obdarzy cię tym wszystkim, czego pragniesz, to wierzysz w coś, co przerasta wszystkich świętych. Bogiem jest dla nas to, co ubóstwiamy. Bogiem jest dla nas ta osoba, której poświęcamy najlepszy czas, o której najwięcej myślimy i za którą tęsknimy.”
(A.Pelanowski Umieranie ożywiające…, Wrocław 2005, s.230-231)
Wczoraj dałam Bogu odpowiedź, co jest moim bogiem, kto jest moją 'skałą'. Przykre było odkrycie prawdy :( a dziś zerknęłam do tego rozważania sprzed roku i co? Niewiele się zmieniło… wciąż buduję na piasku (jakby nie było to też rodzaj skały, tyle że nie litej, a sypkiej) ;)
Ufam, że pomimo tej smutnej prawdy, ON taką mnie kocha…