Tolerancja
dodane 2010-09-13 12:19
Na tezeusz.pl trwa debata o tolerancji. Pojawiają się znane nazwiska, można się włączyć...
Problem po przejrzeniu kilku tekstów widzę jeden: O jakiej tolerancji mówimy? Co to jest tolerancja? Jakie są jej założenia i jaki jest jej cel?
Należałoby odpowiedzieć sobie na następujące pytania:
1) rozmawiamy w kategoriach etycznych czy społecznych/ politycznych?
2) tolerancja ma realizować się w życiu codziennym normalnych ludzi czy w życiu politycznym?
3) czy tolerancja dopuszcza krytykę? czy dopuszcza oceny moralne postępowania?
4) co to jest tak naprawdę tolerancja?????
Andrzej Miszk - moderator debaty - mówi o wytrwałym znoszeniu inności (także krytycznym). Podaje przykłady: np. heteroseksualista wobec homoseksualisty. A ja nie rozumiem.
Nie rozumiem, dlaczego orientacja seksualna człowieka obok mnie miałaby mieć dla mnie takie znaczenie, bym aż ją musiała "znosić". Wytrwale w dodatku. Człowiek - bez względu na cechy dodatkowe - jest człowiekiem. To jest podstawowa kategoria, która żąda dla niego szacunku i równych praw. Więcej: moja wiara żąda ode mnie miłości bliźniego.
Dla jego człowieczeństwa nie mają znaczenia elementy jego tożsamości. To znaczy, że on może czuć się Żydem czy homoseksualistą. Może czuć się Polakiem czy chrześcijaninem. Tak jak czuje się kobietą czy mężczyzną. To jego tożsamość, mnie nic do tego. Dla mnie - ponad tym wszystkim, ale Z TYM WSZYSTKIM jest człowiekiem.
Nie odrzucam jego polskości czy "żydowskości". Nie odrzucam jego homoseksualizmu. Nie jest człowiekiem abstrakcyjnym. Jest sobą, ze wszystkim tym, kim jest i za kogo się uważa. Ale dla mnie jest przede wszystkim człowiekiem i właśnie dlatego przyjmuję go z tym wszystkim, co w sobie niesie.
Owszem, czasem znoszenia wymagają drobne a uciążliwe cechy danego człowieka. Mam wybór: znosić je lub wycofać się z kontaktu. To może - nie musi - być wybór moralny. Ale "znoszenie" całego człowieka to absurd. Pod tym słowem kryje się agresywna niechęć dla inności, którą trzeba opanować.
Między agresywną niechęcią a krytycznym nastawieniem do zachowań jest ocean. Owszem, niektóre zachowania oceniam jako złe. Niektóre - jeśli jestem ich świadkiem - budzą mój niesmak. Mam prawo do ocen czyjegoś zachowania i nie ma takiego prawa, które mogłoby mi to odebrać. Zachowania (także jego obiektywnej niezgodności z prawem Bożym), nie człowieka i nie jego winy czy grzeszności.
"Tolerancja" która oznaczałaby zakaz krytyki zła jest skrajnie nietolerancyjna wobec części ludzi. Odbiera im prawo do wyrażania swoich poglądów w imię komfortu tych, którzy mają inne zdanie.
Owszem, jeśli domagam się prawa do krytyki, muszę zgodzić się na to, że będę krytykowana. To oczywiste. Od obu stron (siebie i ewentualnych krytyków) oczekuję jednak szacunku i słuchania drugiej strony. Możemy się różnić. Możemy się nie zgadzać. Powinniśmy się szanować.
"W raju tolerancja nie będzie potrzebna. Miłość znosi bowiem tolerancję. Jest ona niezbędna tam, gdzie ludzie niezbyt się lubią, obawiają się „obcych”, są nie dość wykształceni i owładnięci jedną religią, którą uważają za źródło Prawdy i jedynej moralności. Jest też potrzebna w krajach młodych demokracji i tam, gdzie otwierają się granice. Najbardziej jest potrzebna tam, gdzie odczarowuje relacje społeczne, odrzucając przesądy i stereotypy, i gdzie wolność osobista potrzebuje ochrony, bo ludzie są przyzwyczajeni do jednolitych stylów bycia i takich poglądów. Tolerancja potrzebna jest więc w Polsce."
To tekst Magdaleny Środy. Pokazuje problem z tolerancją. To prawda: miłość znosi tolerancję i jest ona niezbędna tam, gdzie istnieje owa agresywna niechęć do inności drugiego człowieka. Tam, gdzie ludzie obawiają się obcych i innych, gdzie funkcjonują stereotypy i przesądy, gdzie się nie rozmawia a szufladkuje i domaga jednolitości.
Jednocześnie: nie ma to nic wspólnego z wiarą w Boga, jedyne źródło Prawdy i moralności. To, że jestem przekonana o tym, że istnieje obiektywne dobro i zło, nie oznacza że muszę reagować agresywną niechęcią do drugiego człowieka, odrzucać go czy nachalnie i nie szanując jego wolności próbować go zmieniać. Do propozycji takiej zmiany mam prawo, podobnie jak ma takie prawo Pani Magdalena Środa, proponując relatywizm. Pani Magdalena ma prawo moją propozycję odrzucić, ale ja mam pełne prawo odrzucić jej propozycję.
Skoro ona używa perswazji w celu zmiany mojego stanowiska (a robi to wypowiadając się publicznie), ja mam dokładnie takie samo prawo. Innymi słowy perswazję należy wykluczyć z kanonu działań naruszających tolerancję. Natomiast należy w niej utrzymać przekupstwo (niekoniecznie za pieniądze) i przymus.
Żądanie zaniechania perswazji w imię Bożych wartości faktycznie oznacza drastyczną dla nich nietolerancję i prymat jednego światopoglądu. Oznacza obiektywną krzywdę (bo krzywdą jest ograniczenie wolności słowa) ludzi ten światopogląd wyznających. A krzywdy tolerować nie można (to stwierdzenie Pani Magdaleny). Rozumiem, że krzywdy wyrządzanej przez nikogo i nikomu.
To, że się różnimy, w żadnym wypadku nie musi to powodować wzajemnej agresywnej niechęci ani działań przeciw sobie. Nie toleruję Pani Magdaleny, bo nie czuję do niej niechęci. Nie muszę jej znosić. Zwyczajnie się z nią nie zgadzam.
Byłoby miło, gdybyśmy zamiast mówić o tolerancji - rzeczy potrzebnej tam, gdzie jest agresywna niechęć dla inności - zaczęli uczyć się pięknie różnić. I w tej odmienności szanować.