Katecheza

dodane 11:04

Lata: 1978-1990, zatem w całości w parafiach. O wychowaniu religijnym w domu nie ma co mówić. Może najpierw wspomnienia:

Klasa II, przed I Komunią Św. Prowadzi siostra zakonna. Dominujące wspomnienie to kłopot z nauczeniem się rysowania zwoju papirusu w zeszycie. Na papirusie był obrazek, papirus należało narysować co tydzień. Koszmarek :-) Co do treści to - mam wrażenie, migają mi w głowie obrazki - że tematyka była raczej biblijna. Chociaż do I Komunii chyba byłam przygotowana, pamiętam swoje przejęcie Wydarzeniem (nie otoczką...)

Klasa VI. Inna parafia. Prowadzi ksiądz. We wspomnieniach zostało sprawdzanie listy. Jestem (oczywiste), byłam/ nie byłam (na Mszy św. w niedzielę - bez konsekwencji), mam (zeszyt).

Gdzieś po drodze pojawił się katecheta świecki, chyba mówił o rodzinie. Gdzieś po drodze było bierzmowanie i wpojona świadomość, że oznacza to dary Ducha Świętego, że to ważne i ja chcę je dostać. Na tym koniec.

Podobno było przygotowanie do życia w rodzinie, bo mam to na świadectwie maturalnym.

Podsumowując:

- Wiedzy religijnej - praktycznie zero. Także dotyczącej spraw najbardziej podstawowych, już pomijam mniej oczywiste. Także dotyczących liturgii, kwestii etycznych, sakramentów... Tak naprawdę nie pamiętam nic z treści lekcji religii.

- Wprowadzenia w praktyki religijne - praktycznie zero. Owszem, byłam bielanką. To znaczy raz (w życiu) pojawiłam się na rezurekcji i ze 2-3 na procesji Bożego Ciała. Na tym to się kończyło (a przynajmniej ja nie wiem, że kiedykolwiek było coś jeszcze, w czym mogłabym uczestniczyć).

Gdyby nie pewien Wielki Piątek w VII klasie nie wiem, czy dzisiaj byłabym w Kościele. Nota bene pierwszy w życiu Wielki Piątek. Tylko to sprawiło, że zaczęłam uczestniczyć w niedzielnych Mszach św., że nie porzuciłam sakramentów, że do końca na religię chodziłam, nie olewając...

W Wigilii Paschalnej po raz pierwszy w życiu uczestniczyłam w neo, jako osoba dorosła. W ogóle dowiedziałam się, że jest Wigilia Paschalna. Wielkosobotni wieczór kojarzyłam dość mętnie z jakąś liturgią światła...

Owszem, gdzieś po drodze - jako nastolatce - ktoś zaproponował mi Ruch Światło-Życie. Nawet się wahałam, ale gdzieś nie poszłam, więcej propozycji nie było. Poza tym jednym epizodem nie wiedziałabym, jak to odnaleźć. Nie wiedziałam zresztą też co to jest, jakaś grupa młodych ludzi...

Nie wiem jak wygląda katecheza w szkole. Weszła na jesieni 1990, dla mnie za późno. Mam doświadczenie wyłącznie katechezy w salkach. Takie jak widać.

Nawiasem mówiąc, szkoła była w innej parafii niż zamieszkania. Nie wiem, czy do własnej bym dotarła. Kolęda docierała, owszem - raz na 3 lata. Ot, miła rozmowa, raz tylko ktoś próbował mnie odpytać z Credo i miał duże pretensje, że mówię mszalne. Byłam śmiertelnie zaskoczona życzeniem, nie miałam bladego pojęcia że jest jakieś drugie, w dodatku jakieś archaiczne językowo (Poncki Piłat zamiast Poncjusza). Doszłam do wniosku, że widocznie starszy ksiądz chce jakiejś staroci i ma dziwne pretensje. Lat miałam 14-15...

Pewnie było różnie. Ale cały czas zastanawiam się, czy to na pewno zależy od miejsca? Odnoszę wrażenie, że na katechezę (i szkolną i parafialną) nie ma jednolitego pomysłu, koncepcji... Katechetą nie jestem, nie wiem.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane