Edyta

dodane 19:22

"Niepokorne święte" mnie zirytowały :-) Ale niektóre fragmenty wałkuję po raz kolejny. Zachwyca mnie propozycja dla kobiety Edyty Stein :-)

Dusza kobieca winna być szeroka i otwarta na wszystko, co ludzkie. Musi być spokojna, aby nie wygasić gwałtownym podmuchem najmniejszego nawet płomyka. Musi być ciepła, by delikatne kiełki nie ucierpiały od zimna. Musi być jasna, aby w ciemnych kącikach czy fałdkach nie zagnieździły się jakieś szkodniki. Musi być w sobie zwarta, aby to, co się wciska z zewnątrz, nie uszkodziło życia wewnątrz. Musi być wolna od siebie samej, aby w sobie uczynić miejsce dla innego życia. W końcu musi być panią siebie i swego ciała, by całą osobowością odpowiedzieć na każde wezwanie.

Zatrzymałam się na tej "wolności od siebie". Zbyt wiele wokół tych słów narosło nieporozumień. Zbyt mocno czasem ranią. Nie skupiać się na sobie... Są takie sytuacje, gdy utrwalanie takich postaw wydaje mi się zbrodnią. Utrwala krzywdę.

Jeśli ktoś nie daje sobie prawa do pragnień, jeśli jest używany i pozwala na to, jeśli zaniedbuje siebie w imię "wolności od siebie" i "ofiarowania siebie" to utrzymywanie tego stanu tylko utrwali to, co niedobre. Żeby stać się wolnym od siebie, trzeba siebie poczuć. Żeby siebie ofiarować, trzeba odzyskać. Ofiarować można tylko coś, co się ma... Nie da się tego zrobić bez poświęcenia sobie uwagi, troski i zainteresowania.

Nie chodzi o to, co postulują niektórzy, by skupić się na sobie i od dziś tylko sobą zajmować. Tak naprawdę skupienie tylko na sobie prowadzi wyłącznie do rozdrapywania ran (nie ma człowieka, który by jakiejś, choćby najmniejszej, do rozdrapania nie miał). Prowadzi do zamknięcia na innych ludzi.

Problemem jest napięcie między „ja” a „drugi człowiek”. Człowiek samotny, samotny do bólu, samotny „od zawsze” szuka w ludziach zapełnienia luki w sobie. Niestety, nie da się napełnić drugim człowiekiem nawet jeśli się go skonsumuje w całości. Można drugiego zjeść z obcasami i pozostać nienasyconym (i z pretensjami do ofiary, że nie była tak chuda i nie wystarczyła). Trzeba – przyjmując swój ból i brak jako fakt istniejący – uwolnić się od siebie. Przyjąć, że drugi człowiek to nie jest mój obiad. Trzeba go wypuścić z rąk. Dopiero wtedy można cieszyć się darem, jakim się staje…

Być może to początek tej wolności, o której pisze Edyta Stein. Wolności, która znajduje miejsce na innych. Wolności, która w końcu będzie w stanie zapomnieć o sobie, by dać siebie w darze.

Wolny dar z siebie przynosi radość i pokój. Nie przebije jej satysfakcja z dowolnego sukcesu. Wolny dar z siebie pokonuje cierpienie. Nie usuwa go, ale nadaje mu sens. Ale do tego daru trzeba dojść. Ofiarować można tylko to, co się ma.

Wydaje się, że wiele osób nie rozumie radości daru i miota się w alternatywie „ja” albo „inni”. Kompromis nie zadowala nikogo, każdy chciałby więcej. Trzeba jednak powiedzieć jasno: wolny dar z siebie zakłada, że stawiam granice. Tam gdzie chcę. Jeśli nie potrafię tego zrobić, dar staje się mniej lub bardziej wymuszony.

Stawianie granic, dbanie o swoje potrzeby, nie sprzeciwia się ofiarowaniu siebie. Bycie wolnym od siebie, by przyjąć innych zakłada umiejętność chronienia siebie. Bez niej człowiek nigdy nie będzie wolny.

Ela, dzięki :-) Gdzieś mi chodzisz po głowie gdy o tym myślę, więc pewnie masz swój udział we wnioskach. Choć nie mam pojęcia, jak się do nich odniesiesz ;-) Bo jakoś się pewnie odniesiesz, niekoniecznie pisząc ;-)

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024

Ostatnio dodane