Zaufać Kościołowi?
dodane 2009-08-27 11:59
Dzisiaj religijność Polaków przechodzi ewolucję od religijności socjologicznej, czasem magicznej, w kierunku świadomego, indywidualnego wyboru, wymagającego klarownej motywacji. Nieufność wobec kościelnych instytucji nie musi oznaczać odejścia od wiary - czytam w artykule ks. Bonieckiego w Tygodniku Powszechnym.
Nieufność wobec instytucji de facto oznacza nieufność wobec ludzi Kościoła. Z instytucjami sensu stricte (np. kurią) nie miewam do czynienia. To prawda - taka nieufność nie musi oznaczać odejścia od wiary. Tylko bardzo trudno funkcjonuje się we wspólnocie, w której nie ma się zaufania do innych jej członków. Dlatego pewnie tak silna jest tendencja do indywidualizacji wiary czy stwierdzenia "Bóg tak, Kościół nie".
Można nie ufać ludziom (a raczej: mieć zaufanie tylko do wybranych) i żyć w Kościele. Jednak jedno zaufanie jest konieczne: zaufanie do Kościoła prowadzonego przez Ducha Św. Zaufanie do Boga, że wie co robi i nawet z ludzkich pomyłek, wahań i oporów potrafi wyprowadzić dobro. Można nie ufać ludziom, ale trzeba zaufać zdaniu Chrystusa: "On was wszystkiego nauczy".
Tylko... nikomu takiej nieufności nie życzę. To nie jest dobry kierunek, podobnie zresztą jak ślepa ufność.
W komentarzach w jakiś sposób wartościujących "wiarę z wyboru" i "wiarę socjologiczną" niepokoi mnie podejście do tych, którzy wiarę wynieśli z domu, tych którzy się nie pogubili (albo nie bardzo), tych którzy "nie zostali sprawdzeni". Świadomego wyboru dokonuje się w wyniku kryzysu, w godzinie próby. Fakt, że ktoś przed takim doświadczeniem nie stanął nie znaczy, że wierzy gorzej. Stwierdzenie "dlaczego miałbym nie ufać ... " - i tu wymieniani są rodzice czy wychowawcy - świadczy o mądrości i odwadze zaufania.
Człowiek potrzebuje autorytetów. Ich kwestionowanie jest absurdem. W dzisiejszym świecie jedni boją się być autorytetami, a drudzy nie mają odwagi zaufać. Tymczasem mądrość nie polega na tym, by dochodzić do wszystkiego samemu i wszystko kwestionować, ale by umieć wybrać, komu ufam.