Jestem w porządku
dodane 2009-06-08 22:04
Dotarło do mnie niedawno, dlaczego ludzie mogą tak bardzo alergicznie reagować na chrześcijan, mówić o obłudzie...
Rozważając w sumieniu daną sytuację uwzględniam obok czynu intencję, świadomość, etc. Czasem dochodzę do wniosku, że może popełniłam błąd, ale nie ma mowy o winie. I słusznie. Tylko że osoby, którą mój błąd dotknął, zranił, nie obchodzi ani intencja ani świadomość. Obchodzi ją wyłącznie fakt, że spotkało ją zło. I słowa "nie czuję się winna" ranią dodatkowo, budzą gniew.
Nie można od człowieka wymagać, by patrzył na moje czyny tak, jak Bóg. Jest tylko człowiekiem. Nie zna moich intencji, a nawet jeśli założy dobre czy brak złych, nie zawsze przestaje czuć się zraniony.
Wniosek:
Trzeba nauczyć się rozgraniczać winę wobec Boga i wobec ludzi. Tę drugą uznając za większą. I nie chodzi o jakieś pognębianie siebie, w końcu wiem, że z mojej strony był tutaj błąd, nie wina. Ale jednak nie mogę zrzucić z siebie odpowiedzialności za to, co się stało. I lepiej nie tłumaczyć skrzywdzonemu, że przecież to był błąd, nie zła wola, więc nie ma powodu, by mówić o jakiejś winie.
Bardzo nie chcę o tym zapomnieć...
PS. To nie jest notka znacząca i nie kryją się za nią żadne podteksty i oczekiwania.
PS2. Od rana za mną chodzą "zwierzęce" słowa dzisiejszego rozważania. Dziki skowyt i warczenie świata, zranionego do głębi, wściekłego, rozżalonego, że Chrystus w naszym wydaniu jest wykrzywiony. Jak ranne dzikie zwierzę. Jak człowiek zdradzony przez Miłość.